Autor:
Arturo Perez-Reverte
Tytuł
oryginału: Un dia de colera
Tłumaczenie:
Weronika Ignas-Madej
Wydawnictwo:
Znak
Rok
wydania: 2015
Stron:
364
Sięgając
po tę książkę nie miałam tak naprawdę pojęcia na co się
porywam. Do tej pory autor kojarzył mi się z powieściami, czasem
nieco magicznymi, czasem zwyczajną sensacją, innym razem dobrze
napisaną opowieścią historyczną. I właśnie tego ostatniego
spodziewałam się po tym tytule, więc moje zdumienie było ogromne,
gdy już rozpoczęłam lekturę i dowiedziałam się, czym jest ta
publikacja.
Aurturo
Perez-Reverte przez wiele lat pracował jako korespondent wojenny i
dziennikarz, swoje doświadczenia zebrał w bardzo ciekawej książce
zatytułowanej „Terytorium Komanczów” Pozycji, którą recenzuję
znacznie bliżej właśnie do tego reportażu niż do którejś z
licznych powieści autora. Gdyż ta publikacja tym właśnie jest,
szczegółową, opartą na wielu źródłach relacją z jednego z
ważniejszych wydarzeń, które wstrząsnęły Hiszpanią.
2
maja 1808 roku od samego poranka był dniem dość nerwowym. Madryt
pełen wojsk napoleońskich, niejasna sytuacja polityczna, absolutnie
niezrozumiała dla zwykłego człowieka, oraz niepewność tego co
dzieje się prawowitym władcą Hiszpanii wystarczyły, by lud
wybuchł. Zareagował w najprostszy dla siebie sposób- agresją
skierowaną przeciwko obcym. Zwyczajni ludzie: biedacy, przestępcy,
rzemieślnicy, spokojni na co dzień obywatele, chwycili noże by
bronić swej godności i króla przed Francuzami. Do walk dołączyła
raptem garstka żołnierzy, gdyż większość z nich aż za dobrze
zdawała sobie sprawę z tego, że walczą o sprawę beznadziejną, a
ogrom wojsk zgromadzonych u bram Madrytu nie wróżył nic dobrego.
Książka
hiszpańskiego pisarza na ponad trzystu stronach skupia się na
bohaterstwie mieszkańców Madrytu. Jest to swoisty hołd złożony
powstańcom, którzy nie bacząc na represje i możliwe skutki
ruszyli do walki o wolność i godność ojczyzny. Rozentuzjazmowany
tłum nie bacząc na konsekwencje rzucił się na każdego Francuza,
jakiego udało mu się dorwać. Po, często improwizowaną broń,
sięgnęły również kobiety i dzieci. I choć nie cały Madryt
powstał nie sposób odmówić powstańcom bohaterstwa. Przez kolejne
strony śledzimy małe zwycięstwa, drobne starcia poszczególnych,
wymienionych z nazwiska, postaci, możemy podziwiać ich odwagę i
czuć wstręt do bestialstwa, jakiego dopuszczają się w imię
wolności. Koniec zmagać jest łatwy do przewidzenia, a liczba ofiar
olbrzymia. Można pytać o sens tego ludowego zrywu, można się
zastanawiać, czy był on konieczny, jednak nie można jego
uczestnikom odmówić ogromnego zaangażowania i heroizmu.
Nie
jest to łatwa lektura, zwłaszcza gdy ktoś, podobnie jak ja,
spodziewał się płynnego powieściowego języka autora. Książka
jest relacją, można stwierdzić, reportażem, a fakt, że
wydarzenia w niej opisane miały miejsce ponad dwieście lat temu
absolutnie tu nie przeszkadza. Mnogość źródeł do jakich odnosi
się autor tylko potwierdza jej realizm, możemy się jedynie
domyślać, co jest fikcją wplecioną w wydarzenia przez autora.
Umiejętna narracja pisarza sprawia, że książkę przez cały czas
czytamy w pełnym napięciu, słysząc wręcz salwy wystrzałów i
krzyki przerażenia, czując słony zapach krwi i gryzący prochowy
dym.
Zaintrygowała
mnie ta książka, przede wszystkim pozwoliła dowiedzieć się
czegoś więcej o wydarzeniach, jakie miały miejsce w Madrycie za
czasów wojen napoleońskich, w których polscy szwoleżerowie
również mieli swój udział. Polecam tę historię każdemu
dociekliwemu czytelnikowi i choć nie przemyka się przez nią
błyskawicznie, zbyt wiele napięcia ze sobą niesie, jednak jest to
pozycja zdecydowanie warta lektury.
Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Lubimy czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.