wtorek, 9 czerwca 2015

Dzień gniewu

Autor: Arturo Perez-Reverte
Tytuł oryginału: Un dia de colera
Tłumaczenie: Weronika Ignas-Madej
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2015
Stron: 364

   Sięgając po tę książkę nie miałam tak naprawdę pojęcia na co się porywam. Do tej pory autor kojarzył mi się z powieściami, czasem nieco magicznymi, czasem zwyczajną sensacją, innym razem dobrze napisaną opowieścią historyczną. I właśnie tego ostatniego spodziewałam się po tym tytule, więc moje zdumienie było ogromne, gdy już rozpoczęłam lekturę i dowiedziałam się, czym jest ta publikacja.

   Aurturo Perez-Reverte przez wiele lat pracował jako korespondent wojenny i dziennikarz, swoje doświadczenia zebrał w bardzo ciekawej książce zatytułowanej „Terytorium Komanczów” Pozycji, którą recenzuję znacznie bliżej właśnie do tego reportażu niż do którejś z licznych powieści autora. Gdyż ta publikacja tym właśnie jest, szczegółową, opartą na wielu źródłach relacją z jednego z ważniejszych wydarzeń, które wstrząsnęły Hiszpanią.

   2 maja 1808 roku od samego poranka był dniem dość nerwowym. Madryt pełen wojsk napoleońskich, niejasna sytuacja polityczna, absolutnie niezrozumiała dla zwykłego człowieka, oraz niepewność tego co dzieje się prawowitym władcą Hiszpanii wystarczyły, by lud wybuchł. Zareagował w najprostszy dla siebie sposób- agresją skierowaną przeciwko obcym. Zwyczajni ludzie: biedacy, przestępcy, rzemieślnicy, spokojni na co dzień obywatele, chwycili noże by bronić swej godności i króla przed Francuzami. Do walk dołączyła raptem garstka żołnierzy, gdyż większość z nich aż za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że walczą o sprawę beznadziejną, a ogrom wojsk zgromadzonych u bram Madrytu nie wróżył nic dobrego.

   Książka hiszpańskiego pisarza na ponad trzystu stronach skupia się na bohaterstwie mieszkańców Madrytu. Jest to swoisty hołd złożony powstańcom, którzy nie bacząc na represje i możliwe skutki ruszyli do walki o wolność i godność ojczyzny. Rozentuzjazmowany tłum nie bacząc na konsekwencje rzucił się na każdego Francuza, jakiego udało mu się dorwać. Po, często improwizowaną broń, sięgnęły również kobiety i dzieci. I choć nie cały Madryt powstał nie sposób odmówić powstańcom bohaterstwa. Przez kolejne strony śledzimy małe zwycięstwa, drobne starcia poszczególnych, wymienionych z nazwiska, postaci, możemy podziwiać ich odwagę i czuć wstręt do bestialstwa, jakiego dopuszczają się w imię wolności. Koniec zmagać jest łatwy do przewidzenia, a liczba ofiar olbrzymia. Można pytać o sens tego ludowego zrywu, można się zastanawiać, czy był on konieczny, jednak nie można jego uczestnikom odmówić ogromnego zaangażowania i heroizmu.

   Nie jest to łatwa lektura, zwłaszcza gdy ktoś, podobnie jak ja, spodziewał się płynnego powieściowego języka autora. Książka jest relacją, można stwierdzić, reportażem, a fakt, że wydarzenia w niej opisane miały miejsce ponad dwieście lat temu absolutnie tu nie przeszkadza. Mnogość źródeł do jakich odnosi się autor tylko potwierdza jej realizm, możemy się jedynie domyślać, co jest fikcją wplecioną w wydarzenia przez autora. Umiejętna narracja pisarza sprawia, że książkę przez cały czas czytamy w pełnym napięciu, słysząc wręcz salwy wystrzałów i krzyki przerażenia, czując słony zapach krwi i gryzący prochowy dym.

   Zaintrygowała mnie ta książka, przede wszystkim pozwoliła dowiedzieć się czegoś więcej o wydarzeniach, jakie miały miejsce w Madrycie za czasów wojen napoleońskich, w których polscy szwoleżerowie również mieli swój udział. Polecam tę historię każdemu dociekliwemu czytelnikowi i choć nie przemyka się przez nią błyskawicznie, zbyt wiele napięcia ze sobą niesie, jednak jest to pozycja zdecydowanie warta lektury.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Lubimy czytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.