wtorek, 23 czerwca 2015

Na ustach grzechu

Autor: Magdalena Samozwaniec
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania:2012
Stron: 120

   Magdalena Samozwaniec, pierwsza dama polskiej satyry debiutowała właśnie tą powieścią. Po początkowych trudnościach, na jakie natrafiła, gdy nikt nie chciał wydać tej książki, znalazła wsparcie u rodziny, gdyż to ojciec sfinansował debiut córki. Powieść dość szybko podbiła rynek stając się literackim przebojem.

   Fabuła książki opiera się na opisaniu miłosnych perypetii przystojnego, lecz zubożałego hrabiego Kotowicza i młodej Steńki Doryckiej. Na przeszkodzie uczuciom dwojga młodych stają ich rodziny. Matka hrabiego postanawia ożenić go z bogatą baronówną Śwydrypałjo, natomiast Steńka wydana zostaje za hrabiego Dolarego Chłapskiego. Ale czy tak banalne trudności są w stanie ukrócić prawdziwą miłość?

   Postacie przedstawione przez autorkę są bardzo jednowymiarowe. Nie znajdziemy w nich głębi, wewnętrznych rozterek, często nawet na próżno szukać w nich jakichś myśli. Kierują się instynktem oraz bezrefleksyjnie poddają urokowi chwili. Dotyczy to zarówno dwójki głównych bohaterów, jak i ledwie zarysowanych postaci drugoplanowych, o których niewiele więcej można stwierdzić ponadto, że są.

   Cała opowieść dość luźno nawiązuje do książki Heleny Mniszkówny „Trędowata”, zresztą Magdalena Samozwaniec planowała zatytułować ją „Ospowata”, lecz za namową Tadeusza Boya – Żeleńskiego zmieniła swój zamiar. W ogólnym zamyśle jest wykwintną parodią romansowych powieści, jakie królowały wśród społeczeństwa dwudziestolecia międzywojennego i którymi namiętnie zaczytywały się współczesne autorce kobiety. Do bólu naiwna historia hrabiego i Steńki to dopiero przedsmak głębi satyry, jaka wyszła spod pióra młodszej córki Wojciecha Kossaka.

   Prawdziwą perłą w tej powieści jest język, bezlitośnie naśladujący napuszony styl, pełen rozwlekłych, często oderwanych od rzeczywistości metafor, jakim charakteryzują się dzieła Heleny Mniszkówny. Wiele zdań misternie skleconych przez Magdalenę Samozwaniec na stałe weszło do kanonu polskich aforyzmów. Często znaleźć możemy perełki, takie jak „ Stefania zapłoniła się aż po białka, a nawet żółtka swoich oczu”, które sprawiają, że lektura jest tym przyjemniejsza i nie sposób nie śmiać się w trakcie lektury.

   Jest to króciutka książka, ale niezmiernie esencjonalna, idealnie szydzi z banalnych romansów, które często charakteryzują się szalenie kwiecistym językiem. Czas natomiast pokazał, że taki styl pisania do dziś ma wielu naśladowców, a niskiej jakości literatura rozrywkowa ma się nad wyraz dobrze. Każdy, kto choć raz zetknął się z tego typu powieściami powinien sięgnąć również po „Na ustach grzechu”. Zresztą jest to pozycja, którą z czystym sercem mogę polecić każdemu miłośnikowi literatury, jeśli tylko ma poczucie humoru i potrafi docenić zabawę językiem.

3 komentarze:

  1. Mam tę książkę, ale w starym wydaniu. Na pewno więc do niej zajrzę kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może być to naprawdę ciekawa lektura.

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zupełnie szczerze to zastanawiam się czy ja bym tę zabawę językiem i ogólnie satyrę potrafiła docenić tak, jak na to zasługuje. Na razie się wstrzymam z lekturą :)

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.