Autor:
Magdalena Samozwaniec
Wydawnictwo:
Replika
Rok
wydania:2012
Stron:
120
Magdalena
Samozwaniec, pierwsza dama polskiej satyry debiutowała właśnie tą
powieścią. Po początkowych trudnościach, na jakie natrafiła, gdy
nikt nie chciał wydać tej książki, znalazła wsparcie u rodziny,
gdyż to ojciec sfinansował debiut córki. Powieść dość szybko
podbiła rynek stając się literackim przebojem.
Fabuła
książki opiera się na opisaniu miłosnych perypetii przystojnego,
lecz zubożałego hrabiego Kotowicza i młodej Steńki Doryckiej. Na
przeszkodzie uczuciom dwojga młodych stają ich rodziny. Matka
hrabiego postanawia ożenić go z bogatą baronówną Śwydrypałjo,
natomiast Steńka wydana zostaje za hrabiego Dolarego Chłapskiego.
Ale czy tak banalne trudności są w stanie ukrócić prawdziwą
miłość?
Postacie
przedstawione przez autorkę są bardzo jednowymiarowe. Nie
znajdziemy w nich głębi, wewnętrznych rozterek, często nawet na
próżno szukać w nich jakichś myśli. Kierują się instynktem
oraz bezrefleksyjnie poddają urokowi chwili. Dotyczy to zarówno
dwójki głównych bohaterów, jak i ledwie zarysowanych postaci
drugoplanowych, o których niewiele więcej można stwierdzić
ponadto, że są.
Cała
opowieść dość luźno nawiązuje do książki Heleny Mniszkówny
„Trędowata”, zresztą Magdalena Samozwaniec planowała
zatytułować ją „Ospowata”, lecz za namową Tadeusza Boya –
Żeleńskiego zmieniła swój zamiar. W ogólnym zamyśle jest
wykwintną parodią romansowych powieści, jakie królowały wśród
społeczeństwa dwudziestolecia międzywojennego i którymi namiętnie
zaczytywały się współczesne autorce kobiety. Do bólu naiwna
historia hrabiego i Steńki to dopiero przedsmak głębi satyry, jaka
wyszła spod pióra młodszej córki Wojciecha Kossaka.
Prawdziwą
perłą w tej powieści jest język, bezlitośnie naśladujący
napuszony styl, pełen rozwlekłych, często oderwanych od
rzeczywistości metafor, jakim charakteryzują się dzieła Heleny
Mniszkówny. Wiele zdań misternie skleconych przez Magdalenę
Samozwaniec na stałe weszło do kanonu polskich aforyzmów. Często
znaleźć możemy perełki, takie jak „ Stefania zapłoniła się
aż po białka, a nawet żółtka swoich oczu”, które sprawiają,
że lektura jest tym przyjemniejsza i nie sposób nie śmiać się w
trakcie lektury.
Jest
to króciutka książka, ale niezmiernie esencjonalna, idealnie
szydzi z banalnych romansów, które często charakteryzują się
szalenie kwiecistym językiem. Czas natomiast pokazał, że taki styl
pisania do dziś ma wielu naśladowców, a niskiej jakości
literatura rozrywkowa ma się nad wyraz dobrze. Każdy, kto choć raz
zetknął się z tego typu powieściami powinien sięgnąć również
po „Na ustach grzechu”. Zresztą jest to pozycja, którą z
czystym sercem mogę polecić każdemu miłośnikowi literatury,
jeśli tylko ma poczucie humoru i potrafi docenić zabawę językiem.
Mam tę książkę, ale w starym wydaniu. Na pewno więc do niej zajrzę kiedyś :)
OdpowiedzUsuńMoże być to naprawdę ciekawa lektura.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Zupełnie szczerze to zastanawiam się czy ja bym tę zabawę językiem i ogólnie satyrę potrafiła docenić tak, jak na to zasługuje. Na razie się wstrzymam z lekturą :)
OdpowiedzUsuń