Autor: Maciej Płaza
Wydawnictwo: Poligraf
Rok wydania: 2018
Sięgając po „Napiwek za przyjaźń” Macieja Blady spodziewałam się typowej, nie najlepiej napisanej i wydanej powieści. Zadziałało uprzedzenie do oficyn wydawniczych typu vanity, po których rzadko kiedy można się spodziewać dobrej jakości. Z niemałym zdumieniem odkryłam, że drugą (po „Klub70”) powieść autora, czytało się całkiem przyjemnie.
Głównym bohaterem książki jest Kuba Sikorski – świeżo upieczony absolwent lingwistyki, bogaty w znajomość wielu języków. Młody człowiek po obronie licencjatu szuka pracy, w której mógłby wykorzystać nie tylko ukończony kierunek studiów, ale i umiejętności. Gdy pierwsze poszukiwanie przechodzą bezskutecznie postanawia zaspokoić swą ciekawość i zacząć pracę w gastronomii. Tak trafia do Przyjaźni – po włosku Amicizia – restauracji o bogatej i chlubnej przeszłości, której lata świetności przeminęły wraz z odejściem włoskiego właściciela. Jak młody człowiek odnajdzie się zupełnie nowej sytuacji oraz jak przełkną to jego najbliżsi, których ambicje i wizję przyszłości Kuby, sięgają znacznie niż noszenie talerzy?
„Napiwek za przyjaźń” to przede wszystkim powieść obyczajowa o pracy w gastronomii. Kuba przechodzący prawie przez każde stanowisko wnikliwie obserwuje i notuje (na zlecenie koleżanki), każdy szczegół restauracyjnej codzienności. Problemy z szefostwem, nie mającym pojęcia o tym, jak prowadzić restaurację, kłopoty wynikające z ciągłych zmian w kadrze oraz kilkunastogodzinne dniówki, wykluczające jakiekolwiek życie poza pracą to typowa restauracyjna codzienność. A wszystko to okraszone niezbyt wysokimi zarobkami, w których nawet owiane wręcz mityczną atmosferą napiwki, nie są warte poniesionych wysiłków. Ten aspekt książki wyszedł autorowi wiarygodnie i trudno się oprzeć wrażeniu, że inspiracją do takiego umiejscowienia książki mogło być doświadczenie.
Jest to również powieść o starszym pokoleniu Y. Dwudziestotrzyletni główny bohater powieści spotykający na swej drodze wiele rozmaitych osób, częstokroć uświadamia sobie szereg problemów, z jakimi muszą się borykać, a jakich sam szczęśliwie nie doświadczył. Jest to jeden z ciekawszych wątków powieści i nieco szkoda, że został jedynie delikatnie zarysowany, a perspektywa Kuby, jest jedyną, którą jako czytelnicy mamy okazję poznać.
Tytułowa przyjaźń, to w powieści nie tylko nazwa włoskiej restauracji. Książka jest w pewnym sensie gloryfikacją, tej najważniejszej z międzyludzkich relacji. O jej sile i znaczeniu wspomina się wielokrotnie, zawsze w superlatywach. Zabrakło mi tu jednak wyzwań i przeszkód, z jakimi musi sobie radzić przyjaźń między dwojgiem ludzi, bądź grupą bliskich sobie osób. Podobnie, jak dość powierzchownie została zaznaczona głębia, jaką w rzadkich sytuacjach może rozwinąć ta relacja, gdy przyjaciele w jakimś sensie się dopełniają.
„Napiwek za przyjaźń” wciąga. Wydawać by się mogło, że opowieść milenialsa pracującego w gastronomii nie jest tematem na powieść, która potrafi skupić uwagę czytelnika, jednak to tylko pozory. Książka została napisana na tyle dobrze, że przygody Kuby stają się interesujące. Język powieści aż roi się od kulinarnych i włoskich wstawek, co nadaje mu odrobiny kolorytu. Irytujące natomiast były wszechobecne tłumaczenia w formie przypisów – dotyczące najprostszych nawet zapożyczeń z angielskiego, włoskiego, czy innych języków.
„Napiwek za przyjaźń” to powieść, która pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie jest wolna od wad, kreacja bohaterów z dalszych planów powieści jest wręcz symboliczna, a psychologiczne tematy w niej poruszone zasługiwały na rozwinięcie. Jednak pomimo tego przyjemnie spędziłam przy niej czas. To jedna z tych lektur, które dla większości pozostają niezauważone, ale które mimo wszystko bronią się całkiem nieźle i wytrzymują konkurencję, z hurtowo wydawanymi powieścidłami popularnych autorów.
Recenzja powstała na zlecenie portalu Sztukater.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.