Autor: Katarzyna T. Nowak
Wydawnictwo: Szara godzina
Rok wydania: 2014
Stron: 160
Po typowo kobiecą
literaturę współczesną nie sięgam zbyt często i w zasadzie
robię to tylko w ramach współpracy recenzenckiej. W ten sposób
natrafiłam na książkę, o której dziś zamierzam napisać. Jest to
powieść pod pewnymi względami szalenie ciekawa, pod innymi
niezmiernie irytująca.
Ania i Michał
zamieszkali w Osadzie, zamkniętym osiedlu gdzieś w pobliżu
bałtyckiej plaży. Życie w Osadzie jest idealne, zgodne z jedną
tylko definicją ideału. Pod pozorem bezpieczeństwa i dążenia do
doskonałości wszyscy mieszkańcy równają do jednego standardu.
Ania żyje, tak jak inni, do czasu, aż któregoś wieczora jej życie
zostaje wywrócone do góry nogami.
To był dzień, jak co
dzień, Anna czekała z obiadem, jak zawsze, ubrana w pastelową
sukienkę, jednak Michał nie wrócił z pracy. Postanawia na niego
poczekać pomagając sobie alkoholem. Jednak jej mąż nie wrócił i
kobieta była zmuszona zgłosić jego zaginięcie na policji. Z czasem
odkrywa, że Michał był zupełnie inny, niż jej się zdawało.
Anna przechodzi całkowitą
przemianę. Waga wydarzenia wyzwoliła w niej chęć buntu. Łamie
niepisane zasady panujące w Osadzie, powoli powracając do tego, kim
była zanim tu zamieszkała. Poznanie Beaty, kochanki Michała,
bardziej ją zaskoczyło, niż sprawiło jej przykrość. Kobiety
dość szybko się dogadały i Beata stała się dla Anny jedynym
łącznikiem z normalnym światem, odkąd bowiem zamieszkała w
Osadzie, praktycznie jej nie opuszczała. Zniknięcie Michała jest
jak wyzwalacz emocji, które Anna od dawna w sobie tłumiła,
wpasowując się w idealne życie w Osadzie.
Książkę czytało mi
się bardzo dobrze, byłam zaintrygowana tym, jak ta historia się skończy
i co tak naprawdę stało się z Michałem. Niewielka ilość
bohaterów, daje złudne poczucie, że zdążyliśmy poznać ich
bardzo dobrze. Dopiero, pełne niedopowiedzeń, zakończenie każe
nam to zweryfikować.
Powieść do końca
trzymała mnie w napięciu, ciężko było mi się od niej oderwać,
jednak mimo tego, mam wobec niej kilka zarzutów. Po pierwsze sam
główny wątek zamkniętego osiedla, w którym mieszkańcy nie
tolerują żadnej odmienności wydał mi się strasznie sztuczny i
mało realistyczny, przynajmniej w polskich warunkach. Drugim
mankamentem było zakończenie, pomijam to, że nie spodziewałam się
takiego rozwiązania zagadki, bo to było by raczej pozytywne.
Przeszkadzało mi natomiast to wielkie niedopowiedzenie, które nawet
nie dało się logicznie wytłumaczyć. Ostatnie słowa czytałam
kilkukrotnie z myślą: „ale jak to?!” i nie znalazłam w nich
nic więcej, nic poprzednio.
Lektura z pewnością
pozwala się oderwać od codzienności, jednak błogość relaksu
może zakłócić finał intrygi. Ogólnie całość, bardziej
przypominała mi opis akcji amerykańskiego filmu, niż normalną
książkę. Historia i sposób jej opowiedzenia wydały mi się od początku bardzo dobrym scenariuszem i podejrzewam, że gdyby historię uzupełnić obrazami,
mogłaby być znacznie ciekawsza.
Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.
To mi się wydaje jakimś dziwnym tworem, raczej z pogranicza fantastki, bo ja również nie wyobrażam sobie istnienia takiej enklawy w Polsce.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuń