Zgodnie z zapowiedzią, która pojawiła się w pierwszym poście tego bloga znajdą się tu również moje literackie wypociny. O ile nie mam ambicji by być kolejną J. K. Rowling, o tyle męczą mnie czasem różne scenki, czy bardziej pomysły na opowiastki.
Poniżej króciutka praca, która powstała na potrzeby konkursu. Myślę ciągle jakby to rozwinąć, więc jak ktoś ma jakieś pomysły proszę o komentarz.
- Mam na imię Tirranel, pochodzę ze Szmaragdowej Kniei. Jestem elfem i to wszystko co wiem o sobie. Od dziecka mówiono mi, że moi rodzice nie żyją, że zginęli w jednej z wojen, które od zawsze toczymy z ludźmi na Krwawej Rubieży. Czy jest to prawdą? Nie mam pojęcia! Wiem tylko, że nikt nie chciał przyznać się do elfiej sieroty. Wychowała mnie stara elfka, każąc mówić do siebie: babciu. Wątpię by nią była. Pomijam już fakt, że w niczym nie była do mnie podobna, chodzi mi o coś zupełnie innego. Nigdy nie traktowała mnie jak wnuczki. Gdy mówiła do mnie, w jej głosie usłyszeć można było rezerwę i przesadny szacunek. Cień tonu, którym odzywała się do Starszych. Ze strzępek zasłyszanych rozmów wywnioskowałam, że muszę mieć w sobie ich krew. To zapewne jest główną przyczyną moich nieszczęść. Gdy ukończyłam czterdzieści lat, zgodnie z elfim prawem powołano mnie do walki. Po standardowym szkoleniu posłano mój oddział na front, od razu na pierwszy ogień.- Elfka zamilkła na moment, patrząc towarzyszącemu jej mężczyźnie prosto w oczy. On, jak zahipnotyzowany nie był w stanie opuścić spojrzenia, tak przyciągały go te niesamowicie zielone tęczówki. Po chwili milczenia, zapatrzona znów we własne buty podjęła opowieść- Łuk odkąd pamiętam, był przedłużeniem mych ramion, bardziej częścią ciała niż sprzętem. Uwierzysz, że potrafię ustrzelić szybującego myszołowa, trafiając go w źrenicę oka? Kto wymyślił, by wysłać mnie wprost na front? Na pierwszą linię ognia, gdzie nie miałam możliwości wykorzystania mojego talentu? Gdy tylko nas otoczono, domyśliłam się, że Starszym chodziło o moją śmierć. Dlaczego? Kim jestem, że postanowiono mnie zgładzić?- Elfka skończyła mówić, patrząc się gdzieś w pustkę otaczającego ich lasu. Promienie zachodzącego słońca rozpalały krwistoczerwone włosy otaczające twarz o pięknych rysach. Ramiona jej opadły, zdradzając zupełną rezygnację. Zdawała się nie czuć więzów zaciśniętych na przegubach dłoni.
- Słuchaj Tirranel- rzekł pilnujący jej mężczyzna, nie mogąc oderwać wzroku od ognia jej włosów.- Mógłbym Cię wypuścić, nikt nie wie, że udało mi się pochwycić któreś z leśnych dzieci.
- Dlaczego miałbyś to robić?- spytała głosem równie apatycznym co uprzednio.
- Nie wiem, ale...- nie dokończył. Podszedł do niej, rozwiązał sznur.
Nawet nie wiedział kiedy zdążyła rzucić się na niego, wyrywając mu nóż z dłoni. Czuł zimną, stalową klingę na swym gardle. Bał się odezwać, bał się nawet oddychać
- Głupcze!- wysyczała- naprawdę wierzysz, że to przeżyjesz?
Mężczyzna spojrzał na nią po raz ostatni swymi ciemnymi oczami. Wyczytać w nich mogła niedowierzanie i strach, ale też coś jeszcze. Coś tak dziwnie nieuchwytnego, czego nie widziała w spojrzeniu żadnej ze swych ofiar. Jakąś pokorną słabość, jakąś niezrozumiałą tkliwość
- Cholera! Nie mogę!- rzuciła wściekła i skierowała się w leśną głębinę, niknąc w cieniu drzew.
Mężczyzna patrzył za znikającą sylwetką najpiękniejszej kobiety jaką kiedykolwiek widział. Czy choć jedno z jej słów było prawdą? Czy kiedyś jeszcze ją spotka? Czy będzie potrafił zasnąć nie widząc przed oczami jej pięknej twarzy? Mrok coraz mocniej wypierał pozostałości dnia, pogrążając polanę w zupełnej ciemności.
Póki co to wszystko, w końcu w konkursie była ograniczona objętość. Czekam na wenę, co by tu z tym dalej zrobić.
Bardzo mi się podoba, czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuń