Tytuł oryginału: The sirens of Titan
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2019
Wśród powieści Kurta Vonneguta najlepiej kojarzonych z nazwiskiem autora na pierwszy plan wysuwają się z pewnością „Rzeźnia nr 5” czy „Kocia kołyska”. O „Syrenach z Tytana” dowiedziałam się w zasadzie dopiero jak sięgnęłam po tę książkę. Nie jestem w stanie ocenić na ile ten tytuł jest emblematyczny w twórczości autora, gdyż była to pierwsza pozycja tego pisarza, z którą się zmierzyłam. Lektura pozostawiła dość dobre wrażenie i zdecydowanie wzbudziły apetyt na więcej.
„Syreny z Tytana” mają troje głównych bohaterów. Winston Niles Rumfoort, to bogaty Amerykanin, który wskutek eksperymentów z lotami w kosmos wpadł w infundybułę chronosynklastyczną. Ten neologizm sprowadza się do nazwania zjawiska, polegającego na tym, że postać Rumfoorta oraz jego psa Kazaka, pojawia się w regularnych odstępach czasu w różnych miejscach pomiędzy Słońcem a Betelguezą. Podróże po większości znanego wszechświata dają mu okazję na spojrzenie w istnienie na Ziemi z innej perspektywy, co skutkuje możliwością wejrzenia w przyszłość i dążenia do zrealizowania ujrzanych wizji. Kolejną dwójką bohaterów jest Beatrycze, żona Rumfoorta oraz kolejny bogaty Amerykanin Constans. Oboje stają się w pewnym sensie zakładnikami w planach Winstona, który kierując ich losem dąży do realizacji własnych celów.
Powieść Kurta Vonneguta, to specyficzna wizja utopijnego świata, w którym w bólach rodzi się religia dająca szczęście i spełnienie wszystkim ludziom na Ziemi. To również opowieść o tym, jak groźne są utopijne wizje, jak nikłe znaczenie mają w nich pojedyncze jednostki, które zawsze poświęca się w imię większej sprawy i dobra ogółu. Gdzieś w planach i dążeniach, wypala się myśl, że ten cały większy ogół, jest po prostu zbiorem pojedynczych jednostek. Jest to również w ogromnej mierze powieść o tym, jak łatwo można ulec złudzeniom, jak prostym bywa oparcie na nich sensu swojego życia. Jak pociągającym staje się przyjęcie wizji, która w swym ogromie i wspaniałości zwalnia z myślenia i z podawania jej w wątpliwość.
To również pasjonująca wizja życia poza Ziemią. Kurt Vonnegut nie ograniczył działań Rumfoorta do ludzkości i jej ojczystej planety. Przewijające się przez powieść istoty z innych planet zachwycają oryginalnością i wyjątkowością. Poznajemy nie tylko poszczególne stworzenia, ale i ich sposoby działania oraz myśli przewodnie, którymi się kierują.
„Syreny z Tytana” czyta się całkiem nieźle, choć nie są wolne od fragmentów wymagających skupienia uwagi. Nie jest to powieść, przez którą się mknie pozostawiając za sobą kolejne strony, to raczej jedna z tych książek, która zmuszają do przemyślenia i wyciągnięcia wniosków z przeczytanych zdań, zanim można będzie przeczytać kolejne. Kurt Vonnegut nie zasypuje czytelników neologizmami poza wspomnianą powyżej infundybułą nie ma ich tu zbyt wiele, posługuje się na tyle bogatym językiem, że nawet wymagający czytelnik poczuje się usatysfakcjonowany.
Napisane w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku „Syreny z Tytana” nie tracą nic ze swej aktualności. I choć przedstawiony świat (przynajmniej w swej wyjściowej formie) mocno się już dziś zdezaktualizował, to wartości oraz pytania, jakie stawia ta książką pozostają wciąż aktualne. To w końcu alegoryczna opowieść o tym, jak łatwo ulec czemuś w co łatwo i chętnie chce się wierzyć oraz jakie mogą być konsekwencję tej uległości. „Syreny z Tytana” to godna polecenia lektura dla każdego kto szuka w książkach czegoś więcej niż samej rozrywki.
Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.