Tytuł oryginału: No thoroughfare
Tłumaczenie: Stanisław Boduszyński
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2019
Wilkie Collins już od jakiegoś czasu trzyma się wysoko w mojej hierarchii ulubionych pisarzy i każdą nowo wydaną książkę sygnowaną jego nazwiskiem witam z wielkim entuzjazmem. Nic więc dziwnego, że gdy wśród premier wydawnictwa MG znalazłam tytuł „Bez wyjścia”, wiedziałam, że muszę po niego sięgnąć. Tym bardziej, że oprócz pierwszego nazwiska widniało na nim drugie, również działające na mnie jak magnes. Charles Dickens był przyjacielem Wilkie’go Collinsa, obaj napisali niewielką powieść łącząc w niej to co najlepsze z ich własnych stylów.
„Bez wyjścia” to pozornie prosta opowieść o młodym człowieku, wychowanku Domu podrzutków, który rozkręca i przywodzi do świetności odziedziczony po odnalezionej po latach matce interes związany z handlem winem. Ponieważ handel tym trunkiem wymaga licznych kontaktów ze Szwajcarią, a kontakty prywatne przedstawionych bohaterów również kierują ich w tamtą stronę, miejscem akcji jest więc zarówno Londyn jak i Neuchatel.
W powieści przewijają się różnego typu międzyludzkie relacji Jest tu przyjaźń w imię, której przyjaciel nie obawia się ryzykować i rzucić wszystkiego na jedną kartę. Jest tu miłość, uskrzydlająca i niezważająca na niebezpieczeństwa, dla której nie ma rzeczy niemożliwych. Jest tu również przywiązanie i wdzięczność za możliwość doznania pięknych wzruszeń. Są tu też te mniej jasne strony ludzkiej duszy, jak chciwość, która sprawia, że człowiek skłonny jest to wielkiej podłości. Jest też nienawiść zmieszana z zazdrością i lękiem, przez które staje się tym bardziej niebezpieczna i dla której żadna zbrodnia nie jest zbyt trudna.
Konstrukcją powieść przywodzi na myśl dramat. Została podzielona na cztery akty, każdy z nich związany z konkretną scenerią bądź wydarzeniami. Również postaci w powieści nie ma zbyt wiele, z tych na pierwszym planie powieści przewija się nie więcej niż dziesięcioro. Jednak niewielka ilość idzie w parze z jakością. Są to bohaterowie niejednorodni i wielowymiarowi. Gdy wydaje nam się, że panna Margerita niczym nas nie zaskoczy okazuje się w jak wielkim byliśmy błędzie. To powieść w kilku miejscach przełamująca schemat, gdyż w niej to właśnie mężczyzna bywa słaby i potrzebujący, a kobieta musi okazać siłę i hart ducha. To w końcu mieszanina niebanalnych charakterów, a każdy wykreowany został z mistrzowską znajomością ludzkiej natury i najciemniejszych nawet zakamarków duszy.
„Bez wyjścia” czyta się dobrze, choć trzeba przywyknąć do nieco nietypowej składni i odrobinę nadmiernej kwiecistości, przez którą początek książki może wydać nie najłatwiejszy w odbiorze. Jednak to tylko pierwsze wrażenie a do stylu można dość szybko się przyzwyczaić, by docenić całą jego malowniczość. Opisy gwałtownych wydarzeń rozgrywających w Alpach przy budzącej grozę pogodzie są niezwykle sugestywne i niesamowicie plastyczne. Wręcz poczuć możemy wszechogarniający chłód i usłyszeć wycie lodowatego wiatru.
Książka będąca wspólnym dziełem dwóch wybitnych angielskich pisarz dziewiętnastowiecznych siłą rzeczy nosi w sobie znamiona ich obydwu. Znajdziemy tu typowy wątek kryminalny, jakimi niejednokrotnie raczył nas Wilkie Collins oraz zaskakujące zbiegi okoliczności o jakie dość łatwo w książkach Charlesa Dickensa. Nie zabrakło tu również drobiazgowo wykreowanej scenerii w jakich rozgrywa się akcja powieści, czy jest to kameralne otoczenie mieszczańskiego domu, czy zapierające dech w piersiach górskie plenery. I choć kryminalna intryga nie jest tu najmocniejszym punktem, to jednak doza tajemnicy jest tu wystarczająco duża, by usatysfakcjonować czytelnika. To w końcu książka obok której nie powinien obojętnie przejść żadne miłośnik brytyjskiej literatury klasycznej.
Recenzja powstała na zlecenie portalu Sztukater.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.