Postanowiłam pójść nieco na łatwiznę i opublikuje dziś coś, co napisałam już dość dawno temu. A ponieważ całość ma ponad sześć stron, będę dawkować w kawałkach. A co! Kto powiedział, że powieści w odcinkach wyszły z mody? Czekam na komentarze i postaram się nie zwlekać z kolejnymi wpisami, zwłaszcza, że wystarczy bym skopiowała je z Worda. Mam w planach rozwinięcie wątku, ale jak zwykle są to tylko plany. Możecie mnie zachęcać do pracy Drodzy Czytelnicy.
O świcie
blade słońce oświetliło, leżące na brzegu rzeki zwłoki dziewczyny. Miała nie
więcej niż trzynaście lat. Została brutalnie zgwałcona, po czym zamęczona na
śmierć. Woda zmyła z niej krew, a może po prostu zabrakło już krwi w tym
drobnym, dopiero co dojrzewającym do kobiecości ciele.
-
Zabierzcie ją – powiedział Tromdir, szef książęcych strażników, wezwany na
miejsce zbrodni- Kto ja znalazł?
- Ten
tam, wieśniak, podróżował do miasta, chciał napoić konie - powiedział Harf z
trudem dochodząc do siebie. Do miasta przybył niedawno, rodzina załatwiła mu
posadę w straży. Nie spodziewał się jednak, że będzie musiał oglądać, takie
widoki. Ta mała nie była starsza od jego siostry. A ponoć wcale nie była pierwsza,
mówiono nawet o rzeźniku z Canteloup- Gdybym dorwał, tego co jej to zrobił…
- Nie
martw się, nie uniknie kary. Każ się temu wieśniakowi do mnie zgłosić, jak
tylko dojedzie do miasta.
-
Dobrze.
Tromdir spiął konia i ruszył do siebie.
- Że też
musza zawracać mi głowę takimi głupotami. - Mruknął do siebie – I to jeszcze o
tak barbarzyńskiej porze. Ech! Harf jest młody, przejdzie mu ten zapał.
…
Było już
grubo po północy, gdy wysoki, postawny mężczyzna, przemykał mokrymi ulicami
Canteloup. Na swej drodze spotykał jedynie znużone lub zajęte kurtyzany i
drobnych rzezimieszków. Ci jednak widząc jego wojskowy krok, słysząc szczęk
kolczugi i widząc cep bojowy u pasa, szybko szukali łatwiejszych celów Zmęczony
służący wpuścił, go do małego pokoiku, w którym książę przyjmował swych
sekretnych gości.
- Witaj
najjaśniejszy panie.
- O
witaj mój drogi Tromdirze.
- Trudno
się do ciebie dostać, mój książę.
- Wiesz,
jak to jest, teraz gdy zostałem jednym z Wielkich Książąt, mam strasznie mało
czasu dla siebie. Dziś cały dzień przyjmowałem delegacje cechu drzewnego.
Wyobraź sobie, że wszyscy mają mi za złe, zwiększenie cła na drewno
importowane. Ba niektórzy nawet jęczą, że to zabije rodzimy przemysł drzewny. A
ja się ciebie pytam, co mnie to obchodzi? Obiecałem księciu Draganhalt, że
zniosę jeszcze cło na wyroby drewniane, ale to musi poczekać.
-
Właśnie, skoro już jesteś przy obietnicach, pamiętaj, ze to dzięki mnie poparło
cię księstwo Salassi.
- Tak
wiem, wiem, pamiętam. Gdybym wiedział z czym to się wiąże, wcale nie chciałbym
być jednym z Książąt. Jak rozumiem
przyszedłeś domagać się tego co ci obiecałem? Ostatnio wszyscy czegoś ode mnie
chcą, żona kolejnego dziecka, Lady Davin kolejnych klejnotów, ministrowie
pieniędzy, poplecznicy zaszczytów, jestem już taki zmęczony tym wszystkim!
Jeśli o ciebie chodzi, mój drogi, to mam pewien problem. Wielka Książęca rada
nie będzie zbyt zachwycona, gdy na generała powołam kogoś o tak wątpliwym
pochodzeniu…
- Nie
obrażaj mojej matki! Beze mnie byłbyś nikim!
- Och,
nie unoś się proszę!- książę zaśmiał się pogardliwie- Wiem, że twa matka była poczciwą kobietą, mimo tego, że
wykonywała tak wątpliwej cnoty zawód. Ale uwierz mi, Rada nigdy nie zgodzi się,
by jednym z naczelnych generałów został syn zwykłej aktorki. Do tego może i
twój ojciec był szlachcicem, ale nie dał ci herbu, więc dla Rady jesteś tylko
szarą masą pospólstwa. Do tego, jeszcze sprawa tych morderstw, ja rozumiem, że
masz swoje potrzeby, ale pohamuj się trochę, kupcy znowu jęczą, że giną im
dzieci. Słuchaj mnie nie obchodzi, to, co robisz z tymi dziewczynami, ale
zacznij mocniej dbać o dyskrecję, bo twoje nazwisko już zaczyna się pojawiać. Póki,
co robię, co mogę, by cię kryć, ale nie wiem, jak długo jeszcze. Nie możesz iść
do burdelu, jak normalny człowiek? Nawet, jak zamęczysz tam jakąś dziewkę, to
nikt nie będzie robił szumu, ale kupieckie córki?
- Dobra,
postaram się by, choć przez chwilę był spokój. W międzyczasie powieś kogoś i
lud się uciszy.
- Tak
też zrobię.
- To wszystko,
co masz mi do powiedzenia?
-
Niestety, uwierz mi robię, co mogę, ale mam związane ręce.
- Czyli
uważasz, że skoro już jesteś tym, kim być chciałeś, to możesz gardzić tymi,
którzy ci pomogli?
- Oj!
Cóż za ostre słowa! Naprawdę chcę ci pomóc. Proszę, w dowód mej wdzięczności,
pragnę dać ci szlachecki tytuł, którego poskąpił ci ojciec. Jak już wejdziesz
do nobilitowanego grona, to wtedy będę mógł pchnąć twą karierę do przodu.
- Kiedy?
- Jak
tylko to będzie możliwe.
- Ale ja
pytam konkretnie!
- Nie
dalej niż za pół roku.
- Pół
roku! Dobra, niech będzie, ale nie próbuj mnie znów oszukać.
Sługa, który dotąd przysłuchiwał się rozmowie,
umknął spod drzwi i znów przybrał minę znudzonego życiem idioty.
- Nie
myśl, że puszczę ci płazem, jeśli znów będziesz próbował ze mną tych swoich gierek.– mruknął Tromdir
pod nosem opuszczając pałac książęcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.