środa, 6 marca 2013

Kryminalna opowiastka w odcinkach- epizod 2

   Dziś odcinek drugi, wprawdzie nikt nie dopominał się o ciąg dalszy, ale i tak miałam w planach nim zarzucić.

Nad ranem, gdy miasto powoli budziło się do życia, ulicami śpieszył zakapturzony człowiek, przekradł się traktem nadrzecznym i skierował swe kroki w stronę siedziby cechu drzewnego. Zastukał do drzwi, najpierw raz, potem szybko trzy razy, potem znowu raz. Drzwi otworzył mu zaspany służący.
- Zbudź mistrza- powiedział przybysz, po czym bezceremonialnie wdarł się do wnętrza. Mistrz cechu nie pozwolił czekać, na siebie zbyt długo, zszedł na dół i wysłuchał wieści przyniesionych przez książęcego sługę.
- Więc mówisz, że książę wie o wszystkim?- Zapytał, gdy ten skończył swą opowieść.
- Tak, znowu powieszą jakiegoś drobnego przestępcę, a Tromdir uniknie kary. Jak dostanie tytuł szlachecki, tym trudniej będzie się na nim zemścić.
- Ale przecież to moja zemsta, dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
- Daj spokój, widziałem, co ten potwór jej zrobił. To mogła być również moja córka. Ba, nie ma pewności, czy któregoś dnia nie porwie Farli. Póki co prawie nie wypuszczam jej z domu, ale pewności mieć nie mogę. Zresztą sam wiesz, że nie łatwo jest zamknąć dwunastoletnią pannę w domu.
- Bądź spokojny, mam plan. Jak dobrze pójdzie zginą obaj.
- Obaj? Dlaczego chcesz śmierci księcia?
- Powiedz mi mój drogi przyjacielu, któż jest bardziej winien. Wilk, który zagryza owce, bo taka jego natura, czy pasterz, który wchodzi w układy z wilkiem, bo tak mu wygodniej? A nasz książę pan powinien nas strzec, gdy tymczasem woli chronić wilka. Czy taki pasterz nadaję się do czegoś, czy raczej zasługuje na karę?
- W sumie to masz rację panie.
- Teraz wracaj do pałacu, ja się zajmę wszystkim. 
Co za głupiec! - Pomyślał mistrz Kandrel, patrząc za oddalającą się sylwetką służącego. – W sumie to wygodne, że Tromdir zabił mi córkę, mam przynajmniej pretekst by dobrać się do księcia.  Tak by się wszyscy pytali: A po co? A dlaczego? A tak dla wszystkich jest jasne, że mszczę się za śmierć Layli. Stara trochę popłakała, ale co tam, mamy jeszcze trzy córki, szybko się pocieszy.
Do domu mistrza Kandrela zbliżał się dziwaczny jegomość. Wysoki, ale chudy i przygarbiony, a długi powypalany miejscami płaszcz świadczył, że jego właściciel zajmuję się wątpliwej reputacji, profesją alchemika.
- Mistrzu, przyszedł pan Trey von Grimaun- zaanonsował służący.
- Wprowadź.
Ciekawe, z czym przychodzi, po mieście rozchodzą się wieści, że przysiągłem Tromdirowi zemstę, Czego może chcieć ode mnie jego alchemik?
- Witaj mistrzu alchemii- powitał gościa w progu
            - Witaj mistrzu.
- Przyszedłem do ciebie, ponieważ doszły mnie słuchy, że masz pewność, kto stoi za morderstwami dziewcząt.
- Wiem na pewno, że Tromdir maczał swe brudne paluchy w śmierci mojej córki!
- Skoro tak, mój panie, na pewno ucieszy cię wieść, że wiem, jak go podejść. Jeśli faktyczni jest rzeźnikiem, musi spotkać go kara. Tak nikczemna postać nie powinna chodzić po ziemi.
- Świetnie, czego pragniesz za wyjawienie mi tej tajemnicy?
- Drobnostki, trzystu koron, płatnych w tej chwili, i miejsca na najbliższym statku.
- Tani nie jesteś, mam kupić kota w worku? Dwieście koron i już jutro odpłyniesz, do Ardeen, jeśli ci pasuje.
- Możesz mi wierzyć, że będziesz usatysfakcjonowany. Ardeen?- rzekł wyraźnie zdegustowany- Wolałbym jakieś bardziej cywilizowane miejsce, dwieście siedemdziesiąt!
- Następny statek jest do Tourp, jeszcze większa dziura, ale tylko tam mają wybornej jakości palisander, Dwieście pięćdziesiąt!
- Dobrze, niech już będzie Ardeen, A teraz idź po te dwieście sześćdziesiąt koron dla mnie.
- Dobrze, poczekaj tu, pójdę po pieniądze.
- Nie śpiesz się mam czas.
Ciekawe, co takiego kupiłem, no mam nadzieję, że interes się opłaci. Trey, jest w takiej sytuacji, że musi mieć naprawdę mocne dowody na Tromdira, inaczej nie ryzykowałby swoją głową. Jest na to zbyt wielkim tchórzem. Takie myśli zajmowały Kandrela, gdy udał sie do swojego skarbczyka. Wszedł do sypialni. Na wprost drzwi stało ogromne łoże, drewniana rama była bogato rzeźbiona, na wszystkich czterech słupkach cycate nimfy splatały się w uściskach z satyrami o olbrzymich fallusach. Idealny poligon, do miłosnych igraszek. Kandrel udał się do wezgłowia i nasunął postać satyra, na najbliższą nimfę. Otworzyły się, niewidoczne dotąd, drzwi z lewej strony łoża. Wszedł do przestronnego pomieszczenia, gdzie oprócz worków z pieniędzmi, skrzyń z dokumentami, stało małe łóżko i worki z prowiantem. W tym pomieszczeniu można było mieszkać nawet dwa tygodnie, a ściany były tak skonstruowane, że pokój ocalałby nawet w pożarze. Kandrel był ostrożny i wiedział, że bogactwo, jakie udało mu się zgromadzić, zawsze będzie pokusą. Odsypał do sakiewki dwieście sześćdziesiąt koron, po czym wrócił do alchemika.
- Trzymaj- rzekł podając mu sakiewkę.
- Mam przeliczyć? Nie denerwuj się, żartowałem, wiem, że byś mnie nie oszukał. Wracając do sprawy. Jak wiesz zapewne, pracuję, a właściwie, pracowałem, dla Tromdira. Mam u niego w piwniczce przytulną pracownie, gdzie ważę dla niego różne mikstury. Ot, choćby cudowną nalewkę na problemy zdrowotne. Nie mówiąc już o zwykłym prozaicznym bimberku. Od kiedy zaczęto znajdować ciała, Tromdir zamówił u mnie truciznę, przygotowałem mu ja z cisowych nasion. Cisów u niego w ogrodzie pod dostatkiem, więc postanowiłem zaoszczędzić fundusze, które mi przekazał. Kto wie, kiedy komuś takiemu, jak ja przyda się gotówka?
- Na co mu była trucizna?
- Cóż tego mogę się jedynie domyślać, grunt, że kilka dni po tym, jak zaniosłem mu pierwszy flakonik, umarło nagłą śmiercią kilku świadków związanych ze sprawą rzeźnika. Teoretycznie wszystkie zgony wyglądały w miarę naturalnie, akurat pora, gdy bagienna zaraza atakuje, jednak…
- Dzięki za informacje, faktycznie była warta swej ceny. Jutro o świcie staw się w porcie, moi ludzie będą wiedzieli, że z nimi płyniesz.
- Świetnie, żegnaj więc panie i mam nadzieję, że uda ci się pomścić córkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.