Dziś odcinek drugi, wprawdzie nikt nie dopominał się o ciąg dalszy, ale i tak miałam w planach nim zarzucić.
Nad
ranem, gdy miasto powoli budziło się do życia, ulicami śpieszył zakapturzony
człowiek, przekradł się traktem nadrzecznym i skierował swe kroki w stronę
siedziby cechu drzewnego. Zastukał do drzwi, najpierw raz, potem szybko trzy
razy, potem znowu raz. Drzwi otworzył mu zaspany służący.
- Zbudź mistrza-
powiedział przybysz, po czym bezceremonialnie wdarł się do wnętrza. Mistrz cechu nie pozwolił czekać, na siebie
zbyt długo, zszedł na dół i wysłuchał wieści przyniesionych przez książęcego
sługę.
- Więc
mówisz, że książę wie o wszystkim?- Zapytał, gdy ten skończył swą opowieść.
- Tak,
znowu powieszą jakiegoś drobnego przestępcę, a Tromdir uniknie kary. Jak
dostanie tytuł szlachecki, tym trudniej będzie się na nim zemścić.
- Ale
przecież to moja zemsta, dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
- Daj spokój,
widziałem, co ten potwór jej zrobił. To mogła być również moja córka. Ba, nie
ma pewności, czy któregoś dnia nie porwie Farli. Póki co prawie nie wypuszczam
jej z domu, ale pewności mieć nie mogę. Zresztą sam wiesz, że nie łatwo jest
zamknąć dwunastoletnią pannę w domu.
- Bądź
spokojny, mam plan. Jak dobrze pójdzie zginą obaj.
- Obaj?
Dlaczego chcesz śmierci księcia?
-
Powiedz mi mój drogi przyjacielu, któż jest bardziej winien. Wilk, który
zagryza owce, bo taka jego natura, czy pasterz, który wchodzi w układy z
wilkiem, bo tak mu wygodniej? A nasz książę pan powinien nas strzec, gdy
tymczasem woli chronić wilka. Czy taki pasterz nadaję się do czegoś, czy raczej
zasługuje na karę?
- W
sumie to masz rację panie.
- Teraz
wracaj do pałacu, ja się zajmę wszystkim.
Co za głupiec!
- Pomyślał mistrz Kandrel, patrząc za oddalającą się sylwetką służącego. – W sumie to wygodne, że Tromdir zabił mi córkę, mam przynajmniej pretekst by dobrać się do księcia.
Tak by się wszyscy pytali: A po co? A dlaczego? A tak dla wszystkich
jest jasne, że mszczę się za śmierć Layli. Stara trochę popłakała, ale co tam,
mamy jeszcze trzy córki, szybko się pocieszy.
…
Do domu
mistrza Kandrela zbliżał się dziwaczny jegomość. Wysoki, ale chudy i
przygarbiony, a długi powypalany miejscami płaszcz świadczył, że jego
właściciel zajmuję się wątpliwej reputacji, profesją alchemika.
-
Mistrzu, przyszedł pan Trey von Grimaun- zaanonsował służący.
-
Wprowadź.
Ciekawe, z czym przychodzi, po mieście
rozchodzą się wieści, że przysiągłem Tromdirowi zemstę, Czego może chcieć ode
mnie jego alchemik?
- Witaj
mistrzu alchemii- powitał gościa w progu
-
Witaj mistrzu.
-
Przyszedłem do ciebie, ponieważ doszły mnie słuchy, że masz pewność, kto stoi
za morderstwami dziewcząt.
- Wiem
na pewno, że Tromdir maczał swe brudne paluchy w śmierci mojej córki!
- Skoro
tak, mój panie, na pewno ucieszy cię wieść, że wiem, jak go podejść. Jeśli
faktyczni jest rzeźnikiem, musi spotkać go kara. Tak nikczemna postać nie
powinna chodzić po ziemi.
-
Świetnie, czego pragniesz za wyjawienie mi tej tajemnicy?
- Drobnostki,
trzystu koron, płatnych w tej chwili, i miejsca na najbliższym statku.
- Tani
nie jesteś, mam kupić kota w worku? Dwieście koron i już jutro odpłyniesz, do
Ardeen, jeśli ci pasuje.
- Możesz
mi wierzyć, że będziesz usatysfakcjonowany. Ardeen?- rzekł wyraźnie zdegustowany- Wolałbym jakieś bardziej
cywilizowane miejsce, dwieście siedemdziesiąt!
-
Następny statek jest do Tourp, jeszcze większa dziura, ale tylko tam mają
wybornej jakości palisander, Dwieście pięćdziesiąt!
-
Dobrze, niech już będzie Ardeen, A teraz idź po te dwieście sześćdziesiąt koron
dla mnie.
-
Dobrze, poczekaj tu, pójdę po pieniądze.
- Nie
śpiesz się mam czas.
Ciekawe, co takiego kupiłem, no mam nadzieję,
że interes się opłaci. Trey, jest w takiej sytuacji, że musi mieć naprawdę
mocne dowody na Tromdira, inaczej nie ryzykowałby swoją głową. Jest na to zbyt
wielkim tchórzem. Takie myśli zajmowały Kandrela, gdy udał sie do swojego
skarbczyka. Wszedł do sypialni. Na wprost drzwi stało ogromne łoże, drewniana
rama była bogato rzeźbiona, na wszystkich czterech słupkach cycate nimfy
splatały się w uściskach z satyrami o olbrzymich fallusach. Idealny poligon, do
miłosnych igraszek. Kandrel udał się do wezgłowia i nasunął postać satyra, na
najbliższą nimfę. Otworzyły się, niewidoczne dotąd, drzwi z lewej strony łoża.
Wszedł do przestronnego pomieszczenia, gdzie oprócz worków z pieniędzmi, skrzyń
z dokumentami, stało małe łóżko i worki z prowiantem. W tym pomieszczeniu można
było mieszkać nawet dwa tygodnie, a ściany były tak skonstruowane, że pokój
ocalałby nawet w pożarze. Kandrel był ostrożny i wiedział, że bogactwo, jakie
udało mu się zgromadzić, zawsze będzie pokusą. Odsypał do sakiewki dwieście
sześćdziesiąt koron, po czym wrócił do alchemika.
-
Trzymaj- rzekł podając mu sakiewkę.
- Mam
przeliczyć? Nie denerwuj się, żartowałem, wiem, że byś mnie nie oszukał.
Wracając do sprawy. Jak wiesz zapewne, pracuję, a właściwie, pracowałem, dla
Tromdira. Mam u niego w piwniczce przytulną pracownie, gdzie ważę dla niego
różne mikstury. Ot, choćby cudowną nalewkę na problemy zdrowotne. Nie mówiąc
już o zwykłym prozaicznym bimberku. Od kiedy zaczęto znajdować ciała, Tromdir
zamówił u mnie truciznę, przygotowałem mu ja z cisowych nasion. Cisów u niego w
ogrodzie pod dostatkiem, więc postanowiłem zaoszczędzić fundusze, które mi
przekazał. Kto wie, kiedy komuś takiemu, jak ja przyda się gotówka?
- Na co
mu była trucizna?
- Cóż
tego mogę się jedynie domyślać, grunt, że kilka dni po tym, jak zaniosłem mu
pierwszy flakonik, umarło nagłą śmiercią kilku świadków związanych ze sprawą
rzeźnika. Teoretycznie wszystkie zgony wyglądały w miarę naturalnie, akurat pora, gdy bagienna zaraza atakuje, jednak…
- Dzięki
za informacje, faktycznie była warta swej ceny. Jutro o świcie staw się w
porcie, moi ludzie będą wiedzieli, że z nimi płyniesz.
-
Świetnie, żegnaj więc panie i mam nadzieję, że uda ci się pomścić córkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.