Dziś czas na kolejny odcinek, zapewne znajdzie się ktoś, kogo interesuje, co było dalej, a jeśli nie? Mówi się trudno. Nikt mnie przed publikacją nie powstrzyma nawet siłą! Historia również dobiega końca, więc zachęcam do lektury i komentowania.
- Najjaśniejszy
panie, cech drzewny Canteloup prosi o audiencję.
- Niech
wejdą.- Odpowiedział książę, codzienne posłuchania były wyjątkowo nudne i
męczące, ale takie były obowiązki księcia. A on musiał udawać chociaż, że słucha.
Po wczorajszych kłótniach, akurat cechu drzewnego nie miał ochoty oglądać.
Znowu będą go oskarżać, szkoda, że mieli aż tyle pieniędzy. Gdyby byli
biedniejsi mógłby ich zignorować, a tak...
- Mój
wielce szanowny książę Argon, wybacz mi proszę nasze wczorajsze
nieporozumienie- zaczął mistrz Kandrel- w ramach przeprosin chciałbym w imieniu
cechu przekazać ci, najjaśniejszy panie, ten oto skromny podarek. – Z tłumu
dworzan wynurzył się czeladnik niosąc niewielki rzeźbiony kuferek. Kandrel
odebrał go z jego rąk, otworzył i oczom księcia ukazały się dwa piękne puchary.
-
Mistrzowie snycerscy naszego cechu przy współpracy z najlepszymi jubilerami stworzyli te dwa puchary, byś, Najjaśniejszy
Panie, myślał o nas ciepło, w trakcie biesiadowania.
Dworzanin odebrał z rąk mistrz kuferek i
zaniósł księciu. Ten z wielkim zaciekawieniem wyjął jeden z pucharów Był
piękny, czarka wykonana była z rzadkiego drewna, o ciepłej ciemnopomarańczowej
barwie. Z zewnątrz był inkrustowany złotem, linie tworzyły zarys książęcego
gryfa, jego oczy zrobiono ze szmaragdów, a pazury zaznaczono drobnymi rubinami.
Jednak prawdziwą maestrią popisał się mistrz tworząc trzon pucharu. Była to
delikatna złota plecionka, w której oczkach tkwiły rubiny i szmaragdy. Na dole
plecionka rozchodziła się tworząc coś jakby korzenie drzewa. Książę uwielbiał
otaczać się pięknymi przedmiotami, a te puchary były wyjątkowe i
niepowtarzalne.
-
Wspaniała robota, mistrzu. Będę o was pamiętał.
-
Dziękuje Najjaśniejszy Panie- odpowiedział Kandrel, po czym oddalił się z sali
audiencyjnej. Tylko dworzanie, którzy stali najbliżej mogli dostrzec na jego
twarzy wyraz mściwej satysfakcji. Oczywiście, gdyby przyszło im do głowy
spoglądać na kogoś tak pośledniego stanu.
…
Od kilku
tygodni, na dworze rozchodziły się wieści, że książę Argon choruje. Mimo
wielkich wysiłków kucharzy, medyków i magów, książę wciąż cierpiał na
niestrawność. Czuł się coraz słabszy, zaczynał mieć zawroty głowy. Po pałacu
rozeszła się plotka, że książę został otruty. Wszyscy zastanawiali się, kto
przejmie po nim stanowisko, największe szanse miał szlachetny pan Wandetel,
jednak jego konflikty z naczelnikiem straży, Tromdirem były wszystkim znane.
Wandetel zarzucał naczelnikowi, że nie przykłada się wystarczająco do
rozwiązania sprawy morderstw na dziewczętach. W przeciągu pół roku znaleziono
około dwunastu okaleczonych ciał. Lud był wzburzony, stracono już cztery osoby
jednak morderstwa zdarzały się nadal. Wandetel postanowił wziąć sprawy w swoje
ręce i zaczął prowadzić prywatne śledztwo. Okazało się, że nie sposób odnaleźć
ludzi, którzy znajdywali ciała. Kilku zabrała dziwna choroba, mocno
przypominająca zatrucia, kilku zmarło w karczemnych awanturach, kilku zniknęło
bez śladu. Strażnicy również nie udzielali wyjaśnień. Przeprowadził bardzo
ciekawą rozmowę z młodym Harfem, ale gdy miał się z nim spotkać po raz drugi,
ten już został oddelegowany razem z poselstwem zmierzającym do Salissi. Znalazł
kilka poszlak prowadzących go do Tromdira, jednak to ciągle było za mało, by
wytoczyć mu proces. Do tego jeszcze sprawa tronu. Wandetel miał zostać Wielkim
Księciem, gdy niespodzianie dla wszystkich pojawił się Argon i sprzątnął mu
tytuł sprzed nosa.
- Panie
Wandetel, mistrz Kandrel do ciebie- powiedział jego zaufany sługa Andrea.
- Niech
wejdzie, muszę z nim porozmawiać.
- Witaj
szlachetny panie, chciałeś mnie widzieć?
- Tak
Kandrelu. Książę zachorował, do kiedy zaczęły mu się pojawiać czerwone plamy na
całym ciele, medycy są zgodni co do tego, że nie przeżyje. Mógłbym zostać
księciem, ale na przeszkodzie stoi Tromdir. Obiecałeś, że znajdziesz na niego
sposób.
-
Szanowny panie, mam pewność, że właśnie Tromdir jest rzeźnikiem z Canteloup, a
książę zdawał sobie z tego sprawę.
-
Niemożliwe!
- To
pewne, mój człowiek podsłuchał ich rozmowę, kilka tygodni temu. Jednak cóż
znaczy moje słowo, wobec takiej potęgi? Dopiero przy innym księciu może będzie
można go ukarać.
- Tak,
ale póki Tromdir rządzi strażą, nie mam szans by zostać księciem.
- Wiem i
pragnę Ci pomóc panie, musisz jednak obiecać pewien drobiazg.
-
Kupiec, zawsze pozostanie kupcem! Dobrze więc, co to za drobiazg i ile będzie
mnie kosztował.
- Nie
będzie kosztował wiele. Jak zapewne wiesz książę Argon wprowadził niebotycznie
wysokie cło na drewno importowane, a u jego ministra czeka już ustawa na mocy,
której zniesie cło na wyroby drewniane. W ten sposób nasz rodzimy, jakże dobrze
prosperujący, przemysł umrze zduszony przez import z Draganhalt. A tego byśmy
bardzo nie chcieli. Musisz mi panie obiecać, że jak już będziesz Wielkim
Księciem, to anulujesz podpisaną już ustawę, a ta oczekująca nie zostanie
ogłoszona.
-
Dobrze, tyle mogę obiecać, więcej zarobię ściągając z was normalne podatki. Po
za tym poparcie Draegnhalt nie jest mi do niczego potrzebne.
- Bardzo
dobrze mój panie! W takim razie mogę dać ci Tromdira na tacy, pozostało
wykonać, ostatni, krok a ten tylko ty możesz zrobić.
- No
więc słucham.
- Wiesz
panie, że książę zachorzał, a jeśli ci powiem, że to nie jest zwyczajna
choroba.
- Nie?!
- Nie,
medycy tez już pewnie powoli dochodzą do wniosku, że objawy przypominaj
zatrucie cisem.
- Cisem?
- Tak
cisem, świetne drewno na łuki. Ma ono jednak trujące nasiona, z których nawet
ktoś o zerowej wiedzy alchemicznej, może przyrządzić śmiertelną truciznę. A
posiadłość Tromdira otaczają właśnie cisy. Nie wiem, czy osobiście przyrządził
truciznę, czy komuś to zlecił, jednak prawda jest taka, że książę umiera od
cisu.
- Ale
dlaczego on miałby otruć księcia, przecież to on go wspierał!
- Tak,
ale książę obiecał mu tytuł generała, a potem się z tego nie wywiązał. Wyślij swoich
ludzi, najlepiej z magiem i jakimś neutralnym dworzaninem, by przeszukał jego
komnaty, na pewno znajdziecie dowody, ze Tromdir przyrządzał z cisu truciznę. A
jak zapewne świetnie pamiętasz, gdy tylko książę zaczął chorować na
niestrawność, Tromdir przyniósł mu swoją cudowna nalewkę, na wszystkie
schorzenia. Jestem pewien, że zaprawił ją trucizną, wszak po tym księciu miast
się polepszać, tylko się pogorszyło.
-
Dobrze, tak zrobię, możesz odejść.
…
Książę zmarł trzy dni później, jeszcze tego
samego dnia kilku ludzi pod wodzą Wandetela aresztowało Tromdira. W jego
mieszkaniu odkryto spory zapas cisowej trucizny. Proces odbył się
błyskawicznie, chociaż oskarżony do końca utrzymywał, że jest niewinny. Lud
dostał istny spektakl, gdy wymierzano karę, książęcemu zabójcy. Kaci postarali
się by egzekucja nie była zbyt krótka. I choć początkowo mało, kto dawał wiarę
temu, że to właśnie Tromdir był rzeźnikiem, to teraz gdy po jego śmierci, fala
zbrodni ustała, wszyscy przyznawali rację mistrzowi Kandrelowi, który jako
pierwszy oskarżył przełożonego straży. Wandetel został Wielkim Księciem, jedna
tylko rzecz nie dawała mu spokoju, gdy przemierzał prywatne komnaty w książęcym
pałacu, do którego właśnie się wprowadził.
- Więc
mówisz, że w miksturze nie znaleziono, ani śladu cisu?- Zapytał Anhelma de la
Vinca, swojego maga i alchemika.
- Nie
panie, był spory zapas trucizny, w osobnej butelce, jednak nalewka zawierała
tylko miętę, szałwię, tymianek i spirytus. Taki sam był skład nalewki
znalezionej u księcia Argona.
-
Dziwne, jak więc podał truciznę księciu?
- Nie
mam pojęcia, ale na pewno nie z nalewką.
-
Ciekawe… dzięki za wszystko mój drogi Anhelmie, jak będziesz wychodził zawołaj
mi głównego pokojowego.
- Dobrze
panie- odpowiedział mag, po czym wyszedł, po kilkunastu minutach zamyślonemu
Wandetelowi rozmyślania przerwał wchodzący sługa.
-
Wzywałeś mnie panie?
- Tak,
mój drogi. Powiedz mi, czy od śmierci księcia wynoszono z jego sypialni jakieś
przedmioty?
-
Nie najjaśniejszy panie.
-
Wyrzuć wszystko z czym miał styczność, odkąd zaczął chorować: pościel, ubrania,
przybory toaletowe, naczynia. Zostaw jedynie biżuterię.
- Dobrze
najjaśniejszy panie- odrzekł sługa, po czym razem z pomocnikiem, udał się do
książęcej sypialni.
W pokoju
unosił się zapach choroby, fekaliów i lekarstw. Od śmierci księcia nie robiono
tu porządków. W półmroku widać było porozrzucane przedmioty codziennego użytku.
W ostatnim miesiącu życia, książę wyrzucił wszystkich prócz medyka, który go
doglądał. Silne bóle głowy sprawiały, że każdy ruch w jego pobliżu był mu nieznośny. W efekcie komnaty nie sprzątał nikt od kilku tygodni, bałagan był
wszechogarniający.
- Mamy
wyrzucić wszystko co tu znajdziemy, z wyjątkiem klejnotów i pieniędzy- rzekł do
pomocnika główny pokojowy zaczął od zdjęcia ciężkich stor zasłaniających okna,
gdy to uczynił, jego wzrok przykuł błysk na stoliku obok łóżka. Zobaczył jeden
z dwóch pucharków, które książę otrzymał jakiś czas temu. Drugi leżał na
podłodze. Widać bardzo je polubił, skoro podawano mu w nich nawet lekarstwa.
- Są
piękne, szkoda ich na zmarnowanie- rzekł pomocnik, który teraz również zobaczył
dwa misternie wykonane kielichy.
- Wiem,
że szkoda, ale rozkaz to rozkaz- odparł główny pokojowy zahipnotyzowany blaskiem drogich kamieni. Wyrzucił oba pucharki
do skrzyni gdzie wcześniej wylądowały zasłony i pościel. Gdy jego pomocnik nie
patrzył, wyciągnął je stamtąd i wsunął pod liberię. Chciał je sprzedać, ale
później doszedł do wniosku, że może za nie kupić cały dzień ze słodką
Annabellą, najdroższą kurtyzaną a Conteloup. Wiedział, że ma słabość do takich
błyskotek, a stanowczo zbyt rzadko mógł sobie pozwolić na jej wdzięki. Annabella
była zachwycona kielichami, pili z nich przez cały dzień, w przerwach między
kolejnymi igraszkami. Następnego dnia oboje zmorzyło okropne zatrucie.
Przesiedzieli cały dzień w latrynie. Główny pokojowy dość szybko wyzdrowiał,
jednak słodka Annabella nigdy więcej nie przyjęła już gości. Pochowano ją pod
płotem cmentarza, jak każdą inną dziwkę.