Autor: Carrie Turansky
Tytuł Oryginału: Shine Like the Dawn
Tłumaczenie: Renata Czernik
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dreams
Rok wydania: 2018
Sięgając po „Obietnice poranka” Carrie Turansky nie wiedziałam czego się spodziewać. Oczekiwałam lekkiej, pozytywnej i ciepłej opowieści osadzonej w edwardiańskiej Anglii. Nazwisko autorki było mi zupełnie obce, co nie dziwi, gdyż wspomniana książka jest jej pierwszą powieścią i jedyną wydaną w Polsce. Mimo w sumie niewielkich oczekiwań „Obietnice poranka” mnie rozczarowały na wielu poziomach.
Opowieść toczy się w niewielkim majątku w okolicach Newcastle, rozpoczyna się od tragicznego wypadku, w którym giną rodzice i jedna z sióstr głównej bohaterki powieści – Margaret Lounsbury. Następnie akcja przenosi się cztery lata wprzód i widzimy jak Maggie i jej młodsza siostra z trudem radzą sobie z biedą pod opieką babci. Dziewczyna pracuje jako modystka, pomagając babci tworzyć kapelusze dla wyrafinowanej klienteli. Gdy do miasteczka wraca jej dawny przyjaciel Nathaniel Harcourt, w życie bohaterki wkrada się emocjonalna burza.
Po takim wstępie można spodziewać się całkiem interesującego romansu, w którym sentyment do tego co było miesza się z urażoną dumą i rodzącym się uczuciem. Gdy w tle pojawia się sugestia, że wypadek sprzed czterech lat niekoniecznie był nieszczęśliwym wypadkiem, intryga robi się coraz ciekawsza. To niestety tylko w teorii, gdyż wykonanie nie jest najlepsze i powieść znacznie częściej mnie irytowała, niż intrygowała.
Jedną z wad książki jest sposób prowadzenia narracji. Rozgrywające się wydarzenia są przedstawiane na bieżąca, a następnie wspominane innymi słowami w przemyśleniach bohaterów. O ile sam zabieg nie jest złym pomysłem, o tyle problemem jest, że retrospekcje i opinie postaci niewiele wnoszą. Służą raczej streszczeniu tego co się wydarzyło z niewielkim dodaniem emocji, jakie pojawiły się u postaci w nie zaangażowanych. W żaden sposób nie kreują tego, kim są bohaterowie ani nie dodają nowych szczegółów do przedstawionych zdarzeń. Jest to męczące i niepotrzebne, odebrałam to jako streszczenie jeśli komuś by coś umknęło.
Kolejną rzeczą, która sprawiła, że lektura już od samego początku była dla mnie niezbyt przyjemna była nadmierna infantylność fabuły. Początkowa scena wypadku wydała mi się tak głupia i nierealna, że trudno było potraktować ją poważnie. Kolejne rozgrywająca się wydarzenia nie poprawiają sytuacji, a to jak odbierają je bohaterowie również jest problematyczne. Emocje postaci są przerysowane i równie nierealne, co sprawia, że bohaterowie są oderwani od rzeczywistości i niewiarygodni.
Ostatnim z dużych problemów jest wszechobecne imię Boga. W myślach i słowach postaci co rusz powtarzają się odniesienia do boskiej opatrzności, ufności w jego wyroki oraz nadziei, że pokieruje losem bohaterów ku ich ogólnemu dobru. Strasznie mi się to gryzie z wizerunkiem XIX wiecznej Anglii znanej z klasyki literatury pięknej, z powieści takich autorów jak siostry Bronte czy Wilkie Collins. Krótkie spojrzenie w biografię autorki wyjaśniło sprawę, gdyż jest ona osobą mocno zaangażowaną religijnie i to jak przedstawiła świat znacznie bardziej pasuje do Oregonu, z którego pochodzi, niż to edwardiańskiej Anglii.
Język powieści też nie zachwyca, choć książkę czyta się sprawnie oraz dość szybko. Brakuje tu jednak jakiejkolwiek lokalizacji języka, powiązania go z przedstawionym światem. I choć w rękach bohaterów pojawiają się przedmioty charakterystyczne dla danych czasów, to przy ich opisie używany jest języka zdecydowanie współczesny. To kolejna, po epatowaniu boskim imieniem niezgodność pomiędzy umiejscowieniem fabuły powieści w czasie i przestrzeni a tym jak została napisana.
„Obietnice poranka” to lektura męcząca, jest to powieść, która poprzez swą infantylność i nieżyciowość znacznie częściej budziła we mnie frustrację, niż pozwoliła się zrelaksować. Płytcy, schematyczni bohaterowie, z którymi nie sposób w jakimkolwiek sensie się związać, naiwność w kreacji wydarzeń i wreszcie zupełny brak powiązania ze światem w jakim rozgrywa się akcja powieści sprawia, że nie sposób wciągnąć się w lekturę.
Recenzja powstała na zlecenie portalu Sztukater.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.