czwartek, 28 sierpnia 2014

Ostatni sierpniowy stosik

   Zupełnym przypadkiem zabłądziłam do mojego ulubionego antykwariatu, a skoro już weszłam, to wyszłam z pełnymi rękami. Stosik urozmaicony został jednym egzemplarzem recenzenckim i jednym dyskontowym zakupem. Dominuje jedna autorka, ponieważ postanowiłam jej właśnie książki uzupełnić przy ostatniej wizycie.
   A stosik prezentuje się tak:


Od dołu licząc:

   Na jagody Maria Konopnicka Pamiętam tę książkę z dzieciństwa, ten egzemplarz zdecydowanie bardziej mi się podoba pod względem graficznym.
   O zdrowiu i chorobach szlachty polskiej. Ludzkie defekty, humory i następcy Hipokratesa Karolina Stojek-Sawicka Już od jakiegoś czasu polowałam na tę książkę i w końcu udało się ją przygarnąć w ramach współpracy z Lubimy czytać. Już napoczęta, recenzja pojawi się wkrótce.
   Imperium łez tom I: Wojna Opiumowa, tom II: Księżycowy kamień Jose Freches Kolejny cykl tego autora i kolejne jego dwie książki, które lądują w Poczekalni. Obiecuję sobie naprawdę miłą lekturę.
   Słońce nad Bredą Arturo Perez Reverte Jeden z dwóch brakujących mi tomów cyklu o kapitanie Alatriste. Do zdobycia pozostają Korsarze Levantu i mogę rozpoczynać lekturę.
   Jane z Lantern Hill, Pat ze Srebrnego Gaju, Historynka, Błękitny zamek Lucy Maud Mongomery Cztery powieści tej autorki, do której z każdą przeczytaną książkę przekonuję się coraz bardziej.
   Kane tom II: Krwawnik Karl E. Wegner Drugi tom przygód Kane'a, pierwszy już od jakiegoś czasu kisi się na mojej półce. Kosztował mnie całe dwa złote, więc nawet się nie zastanawiałam.

   Ot i tyle w kolejnym stosiku. Powoli wykupuję interesujących mnie autorów z mojego ulubionego Sopockiego antykwariatu, ale w dalszym ciągu mam co kupować, więc z pewnością niedługo pojawią się inne stosiki.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Koniec świata. Aforyzmy, myśli, ironie

Koniec świata. Aforyzmy, ,myśli, ironie
Autor: Andrzej Urbańczyk
Wydawnictwo: Nord
Rok wydania: 2013
Stron: 268
Ocena: 4/6

   Nie tak dawno, miałam okazje zrecenzować zbiór opowiadań tego autora, zatytułowany: „Z całego świata”. Zaintrygowała mnie przede wszystkim sama osoba pisarza, który poprzez opowiadania odkrywał się przed czytelnikami. Z tym większą ochotą sięgnęłam po zbiór jego aforyzmów i innych bardzo krótkich form literackich.

   Andrzej Urbańczyk, znany jako żeglarz i pisarz jest również bacznym obserwatorem życia, który idealnie potrafi przekazać wyniki swoich spostrzeżeń korzystając z niewielkiej ilości słów. Miłośnik kobiet i nauk ścisłych, obdarzony dużym poczuciem humoru i autoironii, w swoich aforyzmach udowadnia, że człowiek renesansu nie wyginął wraz z końcem epoki.

   W książce znajdziemy niemal trzy tysiące, pogrupowanych tematycznie, aforyzmów, począwszy od jakże bliskiemu autorowi morzu, poprzez sprawy damsko-męskie, czy też krytykę polityczną i społeczną. Pisarzowi nieobce są również fizyka i matematyka, a zwierzęta są jego bliskimi przyjaciółmi, o czym również możemy się przekonać w trakcie lektury.

   Oprócz typowych, króciutkich aforyzmów znajdziemy tu również nieco dłuższe myśli. Wszystkie błyskotliwe, wiele zabawnych, każdy tekst pokazuje dogłębną znajomość natury ludzkiej. Czasem może nieco zbyt gorzkie, za bardzo pesymistyczne, jednak nawet te mniej pogodne pobudzą do, nieco tylko zabarwionego smutkiem, uśmiechu.

   Trudno ocenić mi jednoznacznie tak wielki zbiór, tak rozmaitych tekstów. Wszystkie łączy trzeźwe, lecz nie pozbawione ironii, spojrzenie na świat. Z tekstami można się utożsamić, lub nie zgodzić, jednak nie można autorowi odmówić kunsztu wykonania. Celność i błyskotliwość skojarzeń niejednokrotnie mnie zaskoczyła. Jest to książka, do której z chęcią zajrzę jeszcze niejeden raz, sprawiła mi wiele radości, a niektóre z aforyzmów wybitnie do mnie trafiły,

   Zdecydowanie polecam tę książkę, przede wszystkim jako okazję do poznania z niebanalnego człowieka i jego sposobem patrzenia na świat. Lektura przyniosła mi wiele przyjemności, ale i nieco refleksji. Można ją pochłonąć całą od razu, albo dawkować sobie porcjami, by tym lepiej docenić różnorodność.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

W altanie Aleksandra Gierymskiego

Autor: Justyna Morawiec
Ilustracje: Izabela Kaczmarek-Szurek
Wydawnictwo: RM
Rok wydania: 2014
Stron: 48
Ocena: 4/6

  Zachęcanie dzieci do obcowania ze sztuką nie jest łatwe. Zmuszenie ich, by na chwilę choć przestały wpatrywać się w ekrany tabletów i smartfonów a zwróciły baczną uwagę na obrazy malowane kilkanaście, bądź kilkadziesiąt dziesięcioleci temu, jest jeszcze trudniejsze. Wymaga sporo inwencji, by dziecko sztuką zainteresować, a nie tylko pokazać. Pomocą dla rodziców powinna być niniejsza pozycja.

   Aleksander Gierymski, urodzony w Warszawie był malarzem, najwięcej tworzył pod koniec dziewiętnastego wieku, a główną tematyką jego obrazów byli prości, współcześni mu ludzie przy zwyczajnych dla nich zajęciach. Wśród obrazów, które stworzył „W altanie” wyróżnia się arystokratyczną tematyką a przede wszystkim odniesieniem do osiemnastego wieku.

   Książka składa się z dwóch części, pierwszą z nich jest krótka historyjka, w której współcześnie żyjący chłopiec przechodząc przez niezwykłą bramę trafia na scenę malowania wspomnianego wyżej obrazu. Druga, znacznie obszerniejsza, poświęcona jest analizie obrazu oraz przybliżeniu postaci malarza. Autorka zwraca uwagę na detale, odwzorowujące epokę prawie tak samo obcą artyście, jak nam. W książce aż roi się od zadań plastycznych do samodzielnego wykonania, co jest dodatkową atrakcją.

   Zdecydowanie zainteresowała mnie ta książka. Została napisana takim językiem, że dzieciom powinna się spodobać, a liczne dodatki, jak na przykład gra planszowa zamieszczona na samym końcu, uatrakcyjnią młodocianym czytelnikom kontakt z lekturą. Myślę, że spełnia ona swoje edukacyjne zadanie i pozwala przybliżyć się nieco do sztuki. Z pewnością dzięki zadaniom pozwoli bardziej analitycznie spojrzeć na proces tworzenia obrazów. Jedyne, co mogę zarzucić tej książce, to mało dla mnie atrakcyjny obraz, zdecydowanie wolałabym coś innego, choć to akurat bardzo subiektywne odczucie. Przeszkadzał mi również ten wszędobylski miętowo-seledynowy kolo, który zdominował okładkę i kilka wewnętrznych stron, a budził we mnie szpitalne skojarzenia.

   Polecam tę pozycję każdemu dziecku, i rodzicom, którzy chcą zainteresować swoje pociechy sztuką. Jest to dość przyjemna w odbiorze książka, a z jej lektury skorzystają nie tylko najmłodsi, gdyż na sztukę trzeba umieć spojrzeć, nauczyć się kontemplować, co w świecie wszechogarniającej nas błyskawicznej papki kulturalnej nie jest łatwe. Myślę, że ta książka świetnie wywiązuje się ze swojego zadania.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi: Sztukater.

sobota, 23 sierpnia 2014

Księżna Izabela Czartoryska

Księżna Izabela Czartoryska
Autor: Katarzyna Maria Bodziachowska
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Rytm
Rok wydania: 2014
Stron: 274

   Sięgając po tę książkę nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Czy nastawiać się na typową biografię, czy może fabularyzowaną opowieść o niebanalnej postaci? Spodziewałam się z pewnością lektury, z której dowiem się czegoś nowego. Jak wypadły moje oczekiwania w konfrontacji z rzeczywistością?

   Urodzona w 1746 roku Izabela Flemming była bardzo barwną postacią., przede wszystkim ze względu na nią samą, jej charakter i związki, w które się wdawała. Przymusowe małżeństwo z Adamem Kazimierzem Czartoryskim, nie przeszkodziło jej w prowadzeniu bujnego życia towarzyskiego. Została kochanką króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, później grono jej partnerów tylko rosło. Jednak nie tylko jej uczuciowe życie zasługuje na uwagę, żyjąc w wielkiej przyjaźni z własnym mężem, wspierała go w działaniach politycznych i planowanych reformach.

   Równie ważne w kształtowaniu i dojrzewaniu Izabeli były burzliwe czasy, w jakich żyła. Najgorętsze w gasnącej powoli Rzeczpospolitej. Dążenia do reform i budowania silnej, niezależnej ojczyzny splotły się z rozbiorami kraju. Starcia magnackich rodów i prywatnych interesów skontrastowane były uchwaleniem pierwszej w Europie i wielce postępowej konstytucji trzeciego maja.

    Jednak jest to nie tylko książka o księżnej Izabeli, ważne też są postacie blisko z nią związane. Począwszy od męża, który jawi się jako człowiek równie nieprzeciętny, co jego żona, poprzez ambasadora rosyjskiego w Warszawie Repnina, a skończywszy na Królu. Jest to również obraz czasów, obyczajowości osiemnastowiecznej, gdzie postępowość połączona była z wzrostem znaczenia kobiet na różnych polach. Swoboda obyczajów tak charakterystyczna dla tamtych czasów, może nieco zaskakiwać, zwłaszcza, że pozbawiona jest pruderii i udawania, tak typowych na przykład w ówczesnej Francji. Społeczeństwo gardzi Izabelą, nie dlatego, że miała kochanków, lecz dlatego kim oni byli. Zwłaszcza Repnina nie potrafiło jej wybaczyć. W lekturze znajdziemy pełny obraz obyczajów i polityki czasów, w jakich żyła Izabela.

   Jest to z pewnością pozycja warta przeczytania, choć nie pozbawiona wad. Zdecydowanie przeszkadzał mi brak zdefiniowania, czym ta książka ma być. Nie jest z pewnością powieścią biograficzną, brakuje w niej odpowiednio skonstruowanej fabuły, Jednak typową biografią również nie mogę jej nazwać, ponieważ zbyt często autorka wtrąciła myśli i uczucia Izabeli w tekst książki, zwłaszcza, że zabrakło jakiegokolwiek odniesienia do tychże. Nie przytoczono żadnych wspomnień, ani  listów księżnej. Co ważne nie znajdziemy w niej ani bibliografii ani odniesienia do innych źródeł wiedzy, co przekreśla tę książkę, jako poważnie naukową propozycję.

   Książka jest napisana poprawnym, choć nie porywającym językiem, a z czasem lektura kolejnych stron była dla mnie stanowczo, zbyt monotonna. Miłym urozmaiceniem były ilustracje, choć z chęcią przywitałabym ich większą ilość. Męczący nieco był brak rozgraniczenia, rozbicia na drobniejsze rozdziały, które zamykałyby kolejne etapy życia księżnej.

   Mam dość ambiwalentne uczucia odnośnie tej książki. Z jednej strony dowiedziałam się nieco nowości, chociażby politycznych kulis tak ważnego okresu w historii Rzeczpospolitej. Jednak z drugiej, lektura mnie nie porwała, momentami wręcz nudziła. Ciężko mi ją było doczytać do końca, ale nie żałuję, że się z nią zapoznałam.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Konkurs

   Ponieważ mam niewielki zastój w pisaniu recenzji, a nazbierało mi się dość dużo książek, do których już nie wrócę, postanowiłam podzielić się nimi z moimi czytelnikami.

Na zachętę pula nagród:


   Z mniej przyjemnych rzeczy- zasady:

1. Organizatorem konkursu jestem ja- autorka tego bloga.
2. W związku z punktem 1, cała pula nagród pochodzi z mojej prywatnej kolekcji.
3. Wspomniana w punkcie 2 pula nagród to stosik powyżej. Zwycięzca konkursu ma prawo wybrać jedną z książek.
4. Konkurs potrwa od dzisiaj (19-08-2014) do końca sierpnia (31-08-2014).
5. Ze zwycięzcą skontaktuję się osobiście, choć na odpowiedź będę czekać najwyżej tydzień. Nagrody wyślę pocztą, listem poleconym.
6. Warunkiem wzięcia udziału w konkursie jest:
a) Podanie swojego imienia/nicka oraz adresu e-mail w komentarzu pod postem (nie przyjmuję anonimowych zgłoszeń!)
b) Odpowiedź na pytanie konkursowe.
c) posiadanie adresu korespondencyjnego na terenie Polski
7. Odpowiedzi na pytanie analizuję w sposób absolutnie subiektywny!
8. Dodanie bloga do obserwowanych oraz podlinkowanie konkursu nie jest obowiązkowe, będzie jednak miłym gestem.
9. Podobnie jak polubienie świeżo założonego funpage'a.

Pytanie konkursowe:

Czy jest jakaś książka, jeśli tak, to jaka, którą uważasz za absolutnie obowiązkową dla każdego i dlaczego? 

Zasada dodatkowa:
Ponieważ wielkimi krokami zbliża się 1000 komentarz, postanowiłam, że osoba, która będzie jego autorem, dostanie ode mnie nagrodę- niespodziankę. (nie musi być to komentarz pod tym postem, liczy się kolejność napisania komentarza!)

Zachęcam wszystkich do zabawy w konkursie oraz do polubienia funpage'a.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Prawa zwierząt. Bardzo krótkie wprowadzenie

Autor: David DeGrazia
Tytuł oryginału: Animal rights, A very short introduction
Tłumaczenie: Paulina Polak
Wydawnictwo: NOMOS
Rok wydania: 2014
Stron: 182

   Jako miłośniczka przyrody, w dość niewielki sposób zaangażowana w działalność na rzecz praw zwierząt z chęcią przeczytałam tę filozoficzno- etyczną rozprawkę. Dzięki wiedzy wyniesionej ze studiów, między innymi w dziedzinie bioetyki, nie jestem zupełną ignorantką w temacie, dlatego myślę, że mogę ocenić słuszność i wagę argumentów wytoczonych przez autora.

   David DeGrazia jest, jak możemy przeczytać profesorem filozofii na uniwersytecie Jerzego Waszyngtona w Waszyngtonie, zajmuje się etyką połączoną z etologią. Z książki dość jasno wyłaniają się jego poglądy na prawa zwierząt i obowiązki ludzi wobec nich. Podaje cały szereg źródeł, które służyły mu pomocą przy napisaniu książki, dzięki czemu możemy zweryfikować stawiane przez niego założenia.

   Książkę rozpoczyna przedstawienie, jak z biegiem lat zmieniało się podejście ludzi do zwierząt oraz wykazanie różnic między podejściem do nich w zależności od religii. Następnie znajdziemy definicje tego, czym są prawa zwierząt i jak mogą być rozumiane. Począwszy od przyznania zwierzętom prawa do odczuwania cierpienia, po całkowicie skrajne podejście, mówiące o absolutnej równości między wszelkimi żywymi stworzeniami. Poglądy autora plasują się gdzieś pomiędzy jedną postawą a drugą, z wyraźnym zaznaczeniem, że zwierzęta mogą doznawać krzywdy i jest to moralnie nieakceptowalne.

   Autor stawia tezy, które następnie broni przytaczając logiczne argumenty. Do większości przedstawia również kontrargumenty, a następnie je obala, wykazując, iż wynikają z błędnych założeń. Przez pierwszą połowę książki, w której rozważane są zagadnienie w dość teoretycznym ujęciu, trudno się nie zgodzić z poglądami autora, jednak w momencie przejścia do spraw bardziej praktycznych wygląda to nieco gorzej. Nie sposób się zgodzić z tezą, że człowiekowi mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego nie jest potrzebne w prawidłowo zbilansowanej diecie i mało, który dietetyk potwierdziłby taką teorię. Dieta bezmięsna może się sprawdzić w szczególnych, przypadkach, ale to za mało, by twierdzić, że ludzki organizm w każdej sytuacji poradzi sobie bez niego. Argumenty wytoczone przeciwko ogrodom zoologicznym i trzymaniu zwierząt w domach, też nie zawsze uwzględniały pełny obraz sytuacji.

   W trakcie lektury uderzyła mnie również jedna rzecz. Autor mocno krytykuje badania na zwierzętach, jako niepotrzebne zadawanie cierpienia. W innym zaś miejscu udowadnia, że zwierzęta cierpią powołując się na badania, których celem było tylko i wyłącznie wykazanie, że stworzeniom dzieje się krzywda. Zdecydowanie nie potrafię odnaleźć celowości takich badań, a brak komentarza na ten temat ze strony autora sprawił wrażenie, jakoby złem nie były badania mające udowodnić wysnutą przez niego teorię.

   Książkę czytało mi się całkiem dobrze, choć niejednokrotnie można natrafić na typowo filozoficzne rozważania, co nieco utrudnia lekturę. Przy lekturze przydaje się minimalna choć znajomość logiki, a przede wszystkim przedmiotu rozważań. Argumenty zostały wysnute i udowodnione stosunkowo rzetelnie, choć zdarzają się luki w rozumowaniu. Autor przekonuje nas, że jego pogląd na sprawy traktowania zwierząt jest jedynym słusznym i akceptowalnym moralnie, można się z tym zgodzić, lub nie, jednak nie łatwo jest podjąć dyskusję z tak udowodnionymi teoriami.

   Podsumowując, warto przeczytać tę książkę, choćby w celu poszerzenia horyzontów, dogłębnego spojrzenia na sprawy traktowania zwierząt przez ludzi. Z pewnością można się z niej dowiedzieć wielu rzeczy, o jakich wcześniej nie mieliśmy pojęcia, lub uświadomić sobie to, nad czym nie zastanawialiśmy się wcześniej i to jest największą wartością tej pozycji.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

środa, 13 sierpnia 2014

Promienie życia

Autor: Teresa Irena Strycharz
Wydawnictwo: Warszawka Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2014
Stron: 20

   Po raz kolejny miałam okazję sięgnąć po rodzimą, współczesną poezję. Tym razem jest to niewielki tomik Teresy Ireny Strycharz, w którym znajdziemy raptem osiemnaście utworów. Jak zawsze w przypadku liryki, wiersz musi trafić do odbiorcy, musi wzbudzić emocje za pomocą znacznie mniejszej, niż w przypadku prozy, ilości słów. Jak udało się to tomikowi: „Promienie życia”?

   Tematyka wierszy oscyluje wokół dwóch motywów. Po pierwsze uczucia, głównie miłość, raczej spełniona i stateczna, niż gwałtowna i pełna burz. Po drugie opisy przyrody i pogody, od morza, aż po górskie szczyty. Leniwe popołudnia w uzdrowiskowej kawiarni oraz deszczowy dzień na Połoninach. Pogoda służy również do wyrażania emocji i często jest metaforą uczuć.

   Utwory zawarte w tym tomie są różnorodne, począwszy od bardzo oszczędnych w słowa, po nieco dłuższe, bardziej opisowe. Wszystkie jednak sprawiają dość minimalistyczne wrażenie i niestety dla mnie to było nieco za mało. By oddziaływać na czytelnika za pomocą niewielkiej ilości słów, potrzebny jest przede wszystkim ich odpowiedni dobór i kompozycja. Wiersze zawarte w tym tomiku wydały mi się poprawne i niestety niewiele więcej.

   Próbuję znaleźć, jakiś wiersz, który przypadłby mi do gustu i nie potrafię. Cały tomik wydał mi się miałki i nijaki. Podstawową emocją, która mi towarzyszyła przy lekturze było znudzenie i wrażenie absolutnej przeciętności. Nie wątpię, że znajdą się osoby, którym ta poezja może się spodobać, jednak we mnie nie poruszyła ona absolutnie żadnej struny. Nie wzruszyła, ani nie oczarowała.

   Trudno mi polecić komuś tę książkę, zwłaszcza, że w przypadku liryki znacznie trudniej trafić w szerszy krąg odbiorców. Jak w przypadku każdej poezji najwięcej zależy od samego czytelnika, od jego wrażliwości i spojrzenia na świat. Nie wątpię, że książka znajdzie swoich amatorów, jednak najlepiej samemu się przekonać, czy jest się jednym z nich.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Z całego świata

Autor: Andrzej Urbańczyk
Wydawnictwo: Nord
Rok wydania: 2012
Stron: 216

   Do sięgnięcia po tę książkę skłoniło mnie całkiem pozytywne wspomnienie, czytanej dość dawno temu książki: „Cisze i sztormy” tego autora. Barwny opis morskiej wyprawy pisarza, w towarzystwie kota Myszołowa, niejednokrotnie bawił, a czasem i wzruszał. Po opowiadaniach zawartych w tym tomie spodziewałam się podobnej gamy emocji i nie mogę stwierdzić, bym się zawiodła.

   Andrzej Urbańczyk, to przede wszystkim żeglarz, choć amator, bohater słynnej wyprawy tratwą przez Bałtyk, niejednokrotnie samotnie pokonywał oceany. Po drugie jest pisarzem, ze swoistym urokiem opisuje swoje, nie tylko, morskie przygody. Ponadto amator wspinaczki wysokogórskiej i inżynier chemii, człowiek, któremu żadne zajęcie niestraszne. Z jego opowieści wyłania się obraz prawdziwego człowieka renesansu, humanisty o ścisłym umyśle, osoby czasem twardej a nader często bardzo wrażliwej.

   Zawarte w książce opowiadania, to właściwie anegdoty z jego życia. Ciekawe epizody, czasem przemyślenia wywołane jakimś wydarzeniem, kiedy indziej zaś rozważania natury filozoficznej, czy teologicznej. Z niektórych opowiadań wieje grozą, inne są po prostu strasznie smutne i budzą poczucie bezsilnej złości na ludzkie okrucieństwo, czy nieuchronność losu. Te bardziej ponure historie przeplatają się z zabawnymi, czasem irracjonalnymi scenami, w których niefrasobliwość narratora sprowadza na niego kłopoty.

   Książka zawiera pełen przegląd tematów, od typowo marynistycznych, jak na przykład w opowieści: „Dusza ptaka”, czy „Śmierć statku”, po motywy związane ze wspinaczką, jak w historii: „Pyszne życie, czyli jak wykorkowałem w Mount Shasta” Zdecydowanie najwięcej jednak znajdziemy zwykłych, ludzkich historii. Czasem smutnych, niekiedy nieprawdopodobnych, gdzie indziej znów zabawnych, nieodmiennie jednak wciągających.

   Nie sposób napisać o każdym z trzydziestu sześciu opowiadań, więc skupię się tylko na tych, które najsilniej zapadły mi w pamięć. Pierwszym, jakie niezmiernie mnie rozbawiło, było to zatytułowane: „Moja śmierć wysokogórska”, wyłonił się z niego wniosek, że czasem ma się więcej szczęścia niż rozumu. Jedną ze smutniejszych anegdot jest: „Ślimak na krawędzi stali”, ukazująca, że śmierć często nie ma najmniejszego sensu. Złość wzbudziła we mnie historia pod tytułem: „Piękna dziewczyna z dzieckiem”, bo chociaż jej akcja ma miejsca dobre pół wieku temu, to niestety wciąż pozostaje świadomość, że nie aż tak wiele się od tamtych czasów zmieniło a ludzką mentalność odmienić najtrudniej.

   Lektura tej książki była dla mnie prawdziwą przyjemnością. Różnorodność, mocno poprzeplatanych ze sobą motywów i nastrojów sprawia, że nie sposób się nudzić. Czyta się ją bardzo przyjemnie, została napisana dość charakterystycznym, nieco gawędziarskim tonem, któremu można by zarzucić co nieco. Powtórzenia, niekiedy rozmywający się sens zdań, czy nagminność skrótów myślowych, są to cechy zdecydowanie łatwiej tolerowane w języku mówionym, niż pisanym. Jednak właśnie dzięki takiemu stylowi poczułam się jak na spotkaniu z tym niezwykłym człowiekiem.

   Polecam tę pozycję każdemu, gdyż uważam, że większość czytelników znajdzie tu coś dla siebie, przede wszystkim jednak będzie to okazja by poznać bardzo niebanalną postać. Książka zmusza do myślenia a jednocześnie bawi i wzrusza., dając czytelnikowi całą gamę emocji.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu: Sztukater.

sobota, 9 sierpnia 2014

Pierwszy sierpniowy stosik

   Ani się obejrzałam, a już skompletował się kolejny stosik. Ty razem w przewadze recenzencki, częściowo już nawet napoczęty. Rozmaity pod względem tematycznym, ale sporo sobie po nim obiecuję.
   Wygląda tak:


   Od dołu licząc:
   Złoto króla Arturo Perez Reverte Kolejny z brakujących tomów o kapitanie Alatriste, pozostały do upolowania już tylko dwa. Ten pochodzi z wymiany.
   Z całego świata, Koniec świata. aforyzmy, myśli, ironie Andrzej Urbańczyk Zachęcona miłymi wspomnieniami związanymi z książką Cisze i sztormy, którą czytałam dawno temu, przygarnęła, te dwie pozycje ze sztukaterowej listy książek do recenzji. Pierwszą z nich już czytam i niedługo pewnie pojawi się notka.
   Księżna Izabela Czartoryska Katarzyna Maria Bodziachowska Kolejna książka od Sztukatera, tym razem biografia, wiele sobie po niej obiecuję.
   Niebezpieczne związki Pierre Choderlos de Laclos To egzemplarz, przysłany od Egmonta, zamówiony dla Lubimyczytać, Na blogu recenzja już jest, na portalu pewnie wkrótce się pojawi. Uwielbiam tę powieść., a mój poprzedni egzemplarz wędruję na listę wymiany.
   Promienie życia Teresa Irena Strycharz To niewielki tomik poezji, już przeczytany, zbieram się do recenzji, również od Sztukatera.
   Prawa zwierząt. Bardzo krótkie wprowadzenie David deGrazia Ciekawa jestem tej pozycji, poczytamy, zobaczymy.
  Ostatni zwycięzca tom V Laur i kadzidło i tom IV Oślepłe źrenice Kazimierz Korkozowicz W ostatnim stosiku pojawiły się trzy pierwsze tomy, dość szybko złowiłam z Allegro dwa ostatnie.
   O jedno ciało za dużo, Mnich w kapturze, Jarmark świętego Piotra Ellis Peters Trzy komy kronik o braciszku Cadfaelu. Tylko nie wiem, jakim cudem udało mi się kupić na Allegro jeden, który już mam... Ech, a niby sprawdzałam... Jak kto chętny, to: O jedno ciało za dużo, jest do wzięcia.
   W altanie Aleksandra Gierymskiego Justyna Morawiec, Izabela Kaczmarek-Szurek Ostatnia sztukaterowa pozycja do zrecenzowania. Książka dla dzieci, o tym jak patrzeć i zrozumieć sztukę.

   Nawet nie wiem, kiedy tyle się ego uskładało... Tak, czy inaczej mam co czytać.

środa, 6 sierpnia 2014

Niebezpieczne związki

Autor: Pierre Choderlos da Laclos
Tytuł oryginału: Les liaisons dangereuses
Tłumaczenie: Tadeusz Boy-Żeleński
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2014
Stron: 414

   „Niebezpieczne związki” należą do klasyki powieści epistolarnej i erotycznej. Przełożona na wiele języków i niejednokrotnie zekranizowana, do dziś budzi silne emocje. Z ekranizacji godne uwagi i polecania są zwłaszcza dwa filmy „Niebezpieczne związki” w reżyserii Stephena Frearsa z Glen Close i Johnem Malkovich w rolach głównych, oraz „Valmont” autorstwa Milosa Formana, gdzie w role markizy i wicehrabiego wcielili się: Colli Firth oraz Annete Benning. Pierwszy z nich jest zdecydowanie bliższay literackiemu pierwowzorowi, drugi zaś posiada swoisty urok. Jednak zdecydowanie odradzam obejrzenie ekranizacji przed zapoznaniem się z książką, gdyż jest to godna uwagi lektura wobec której trudno pozostać obojętnym.

   Akcja powieści ma miejsce w drugiej połowie osiemnastego wieku, w Paryżu i wiejskiej posiadłości pani de Rosemonde. W przedmowie nakładcy, czytamy, że takie wydarzenia absolutnie nie mogły zaistnieć w tym miejscu i czasie, jednak jest to tylko ironiczny dopisek autora, gdyż zachowania bohaterów idealnie oddają ducha epoki. Osiemnasty wiek, to okres pełnego seksualnego wyzwolenia, czasy, w których miłość była sprowadzana jedynie do pożądania i zaspokajania żądz, a wszystko okrywał pruderyjny płaszczyk przyzwoitości, równie szczelny, co nieszczery.

   Bohaterów tej opowieści nie ma wielu, znajdziemy raptem kilkoro autorów i adresatów korespondencji. Markiza de Merteuil, to młoda wdowa, poważana w świecie stateczna kobieta. Jednak to tylko pozory przykrywające jej prawdziwy charakter, który poznajemy z listów do wicehrabiego. Próżna i pusta, żyje jedynie po to, by zaspokajać swoje popędy, bawi się uczuciami innych tylko dla własnej przyjemności, a gdy poczuje się odrzucona mści się okrutnie, nie bacząc jakie koszty poniosą inni. Wicehrabia de Valmont, zasłużenie ma opinie lekkoducha, przy którym przyzwoita kobieta powinna być czujna. Jednak mężczyznom ówczesny świat pozwalał na znacznie więcej i dopóki nie narażają się na śmieszność, bądź nikt nie wzniósł wobec nich skargi są społecznie akceptowani i przyjmowania w towarzystwie. Uroczy i czarujący potrafi zdobyć serce każdej kobiety, po dawniejszym związku z markizą, pozostał jej przyjacielem i razem snują intrygi, służące zemście oraz zabawie i zabiciu nudy. Ta dwójka to zdecydowanie najważniejsze postacie w tej opowieści, niczym władcy marionetek sterują postępowaniem innych, niezależnie, czy są to ludzie młodzi i niedoświadczeni, jak Cecylia de Volanges i kawaler Danceny, czy też osoby zdecydowanie bardziej dojrzałe, jak pani de Volanges oraz prezydentowa de Tourvel.

   Sposób opowiedzenia historii za pomocą listów pozwolił autorowi przekazać cały pokład dwulicowości, jaka drzemie w bohaterach. Za pomocą słów i pozorowanych uczuć markiza oraz hrabia bawią się innymi, niczym kukiełkami w teatrze, cały czas mają sytuację pod kontrolą i idealnie przewidują, jak osoby zaplątane w ich intrygi będą reagować. Niezmiernie rzadko potrzebują pomocy szczęścia i dopiero kłótnia między panią de Merteuil a Valmontem doprowadziła ich oboje do zguby.

   Epistolarny charakter powieści pozwala spojrzeć na wydarzenia z perspektywy każdego z autorów listów i często te same wydarzenia przedstawiane są w zupełnie inny sposób. Czytając między wierszami dość łatwo możemy dostrzec jakie uczucia próbują maskować w swoich listach, gdyż niewiele z nich jest napisanych szczerze i z prostotą. Wyraźnie można odczuć, jak wydarzenia, z jakimi zmagają się bohaterowie, sprawiają, że z korespondencji znika szczerość zastępowana powoli chęcią zrobienia odpowiedniego wrażenia, czy zmanipulowanie adresata.

   Książkę czyta się wyśmienicie, choć czasem niecierpliwie oczekiwałam odpowiedzi. Autor idealnie odwzorował różne style pisania, w zależności od tego, kto jest autorem listów. Pisma markizy, czy Valmonta są dziełami sztuki epistolarnej, zaś styl Cecyli, czy Danceny'ego jest zupełnie surowy, można rzec, nieokrzesany, dokładnie taki, jakiego należałoby się spodziewać po dwójce nastolatków.

   Zdecydowanie polecam tę książkę każdemu. Przedstawione w niej sposoby oddziaływania na innych są ponadczasowe i aktualne do dzisiaj. Bohaterów można polubić, bądź nie, ale nie sposób nie podziwiać geniuszu markizy i wicehrabiego, nawet jeśli został użyty w nieodpowiednim celu. Powieść budzi emocje i choć czytałam ją po raz kolejny zrobiła na mnie równie silne wrażenie, co za pierwszym razem.

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi Lubimy czytać oraz wydawnictwu Egmont.

piątek, 1 sierpnia 2014

Podsumowanie lipca

   Lipiec był całkiem dobrym miesiącem, choć upały czasem doskwierały i sprawiały, że wolałam spać zamiast czytać. Liczby zaś mówią, że: w lipcu pochłonęłam 13 książek (w tym dwa komiksy), w sumie dokładnie 2500 stron, czyli niecałe 81 stron dziennie. Nie jest to wielki wynik, ale w sumie satysfakcjonujący, zważywszy, ze nie mam wiele czasu na lekturę.
   W kwestii zaopatrywania mojej biblioteczki w nowe tytuły, to nieco ich przybyło, takie już przekleństwo fajnego antykwariatu. W moich progach zawitało 26 książek. Kilka raptem tytułów posłałam w świat w ramach wymiany, więc licznik przeczytanych do zdobytych, znów mniejszy od jedynki. Obawiam się, że jedynym rozwiązaniem jest więcej czytać.


   A kolejno było tak:

   Arte Halina Grudzieńska 

   To była prawdziwa męka. Ponad czterysta stron napisanych gorzej, niż wypracowania dzieci z gimnazjum. Jedyną przyjemnością z tej lektury była możliwość ukazania światu jej miałkości w recenzji.

   Pieśni bez nut Jacek Różycki-Robinson

   Czyli kolejne spotkanie z poezją, w sumie udane, choć nie zostałam oczarowana, jak widać nie do końca są to moje klimaty. Więcej o niej znajdziecie w odpowiedniej recenzji.

    Zamki w Polsce, Przewodnik turystyczny Maciej Węgrzyn

   Kolejna pozycja przeczytana w ramach współpracy o tyle fajna, że zachęciła mnie do odwiedzenia niezbyt odległego bytowskiego zamku, poza tym już planuję kolejne zamkowe wyprawy, więc z pewnością jeszcze do tej książki zajrzę. Więcej, jak zwykle w przypadku książek ze współpracy w odpowiedniej recenzji.

   Taniec z ogniem na beczce prochu Krzysztof Dmowski

   Ta pozycja kończy listę recenzenckich egzemplarzy od Sztukatera w tym miesiącu i jak można było przeczytać już wcześniej na moim blogu, nie byłam nią zachwycona. Na szczęście też nie cierpiałam za bardzo podczas lektury. Jest to tom pierwszy cyklu, po drugi an pewno nie sięgnę.

   Zwierzęta nocne Hanna Gucwińska, Antoni Gucwiński, Sekrety małych ssaków Jolanta Bratmańska

   Jak widać sukcesywnie zaliczam olejny tytuły tej serii wydawniczej i jak zawsze w takim  przypadku poznałam kilka ciekawostek z życia zwierząt.

   Cztery palce Robert van Gulik

   Uwielbiam serię o sędzim Di tego autora, z której przeczytałam już wszystkie tomy. Ta mikro książeczka była była jedyną tego autora, z którą się wcześniej nie zetknęłam, postanowiłam nadrobić zaległości i dość szybko zorientowałam się, że to opowiadania pod innym tytułem, znalazłam już w jednym z tomów serii. Na szczęście nie zepsuło mi to przyjemności z lektury, gdyż czytałam je dość dawno temu i rozwiązanie kryminalnej zagadki umknęło z mojej pamięci. W sumie takie jedno opowiadanie jest idealne, jako początek znajomości z prozą tego autora, którą szczerze polecam miłośnikom klasycznych kryminałów i Dalekiego Wschodu.

   Ania na uniwersytecie Lucy Maud Montgomery

   Trzeci tom przygód panny Shirley. Nie rozumiem mojej dziecięcej niechęci do Ani, teraz nadrabiam zaległości i jak to mówią, lepiej później, niż wcale. Jeden z lepszych tomów, spośród tych trzech, które już udało mi się przeczytać. Też doczekała się recenzji.

   Paulina Aleksander Dumas

   Ostatnio przybyło mi sporo książek tego autora, dlatego też postanowiłam sięgnąć po jedną z nich. Mam słabość do jego powieści i nieco czarno-białych boahterów, o czym szerzej pisałam w recenzji.

 Marine: Czarna wieża, Królowa piratów Francois Corteggiani, Pierre Tranchand

   Drugi tom tego komiksu pamiętam z dzieciństwa, ostatnio nawet namiętnie próbowałam sobie przypomnieć jaki miał tytuł. Pomógł mi przypadek i gdy zalicytowałam jeden komiks o smerfach, zerknęłam na inne przedmioty i od razu poznałam tę kreskę. Nie żałuję zakupu, zwłaszcza, że nie kosztowały zbyt wiele, a z przyjemnością po raz kolejny poczytałam o małej dziewczynce, córce wielkiego pirata i jej przyjaciołach.

   Drzewo wiadomości i inne opowiadania Henry James

   To była uczta i czysta przyjemność, nawet ten brak dwudziestu czterech stron nie bolał aż tak bardzo. Opowiadania tego autora są znacznie łatwiejsze w odbiorze niż powieści, ale lubię wszystkie formy jego twórczości. Więcej na jej tutaj.

    Nie lubię kotów Agnieszka Zyskowska-Ignaciak

   To pierwsa książka przeczytana przeze mnie w ramach współpracy z Lubimy czytać. Nie byłam co do niej przekonana w pierwszej chwili, wszak zaliczam się do miłośników kotów, jednak szybko zmieniłam zdanie. Książka mi się spodobała i nie ma w niej żadnego kota. Więcej w recenzji.

   Jak zawsze pełen przegląd gatunków i klimatów, ale czytanie tylko jednego gatunku może być na dłuższą metę nudne. Chyba muszę nieco przystopować z zamówieniami od Sztukatera, choć w sumie znów spodziewam się przesyłki...